W letnim okienku transferowym światowe media żyły transferem Roberta Lewandowskiego do Barcelony. Polak długo musiał przekonywać niemieckiego pracodawcę, że to rozwiązanie dobre dla wszystkich stron. Ostatecznie dopiął swego i niebawem zawitał na Camp Nou. Teraz okazuje się, że równolegle toczyła się inna interesująca historia. Tyle że bez medialnego zgiełku, bez światła kamer i narastających spekulacji. Jak informuje "Mundo Deportivo", w tym samym czasie chęć przenosin do stolicy Katalonii wyraził inny gwiazdor bawarskiej ekipy. Alarm w stolicy Katalonii! To może "rozłożyć" Barcelonę przed El Clasico Kingsley Coman pukał na Camp Nou. Żądał 11 mln euro rocznej pensji Piłkarzem, który zaoferował wówczas swoje usługi "Blaugranie", był Kingsley Coman. Francuz miał już za sobą pięcioletni pobyt na Allianz Arenie i zapragnął zmiany otoczenia. Sęk w tym, że okazał się nad wyraz roszczeniowy. Jak czytamy, zażądał od Barcelony rocznej pensji w wysokości 11 mln euro. Prezydent Joan Laporta nie mógł sobie pozwolić na taką rozrzutność. Siłą rzeczy sprawa ostatecznie upadła. A światło dzienne ujrzała dopiero teraz. Lewandowski miał wcześniej o niczym nie wiedzieć. Katalońskie media komentują wpis Lewandowskiego. "Zakopał podejrzenia" W katalońskim zespole Coman miał zastąpić swego rodaka Ousmane'a Dembele, który dzisiaj należy do jednego z liderów "Dumy Katalonii". Tymczasem bohater niedoszłego transferu, wkrótce po zakończeniu prowadzonych po cichu negocjacji, prolongował kontrakt z Bayernem. Jego obecna umowa zachowuje ważność do połowy 2027 roku. Lepiej na takiej sekwencji zdarzeń wyszedł... Coman. Nie tylko dlatego, że w stolicy Bawarii może liczyć na wyższe apanaże. Dzisiaj to on jest ćwierćfinalistą Ligi Mistrzów. Barcelony natomiast w ogóle nie ma na arenie międzynarodowej, po tym jak z Ligą Europy pożegnała się już w lutym. W bieżącym sezonie reprezentant "Tricolores" rozegrał dla monachijczyków łącznie 24 spotkania, zdobył sześć bramek i zaliczył sześć asyst.