Wczorajsza konferencja Joana Laporty została zwołana w sprawie tzw. afery Negreiry, którą od jakiegoś czasu żyje cała Hiszpania. Sprawa, dotyczy zarzutów wobec "Dumy Katalonii", jakoby w przeciągu trzech lat zapłacili ówczesnemu wiceszefowi hiszpańskiego Komitetu Technicznego Sędziów - Jose Marii Enriquezowi Negreirze 1.7 miliona euro w zamian za raporty na temat sędziów. Prezydent "Blaugrany" podczas poniedziałkowej konferencji odniósł się do zarzutów, przedstawiając dowody, które mają wskazywać na niewinność klubu i sugerując, że cała afera jest kampanią, która miała wpłynąć na jego niekorzyść. "Dla nas to jasne, że było to kampania nastawiona na zaszkodzenie reputacji FC Barcelony. Zleciliśmy dochodzenie zewnętrznej firmie, aby przejrzystość była maksymalna. FC Barcelona nigdy nie przeprowadziła żadnych działań, których celem było osiągnięcie korzyści w rozgrywkach" - powiedział. Laporta atakuje Real. "Królewscy" odpowiadają Co więcej, 60-latek postanowił wytoczyć także działa przeciwko odwiecznemu rywalowi Barcelony - Realowi Madryt, że jest to klub reżimowy i faworyzowany przez decyzje sędziowskie. "Do sprawy zgłosił się Real Madryt, a jest to klub faworyzowany przez decyzje sędziowskie. Uznano go za drużynę reżimu sprawującego władzę ze względu na jego bliskość do niej. W ciągu siedmiu dekad ludzie odpowiedzialni za komitety to ex-socios lub byli dyrektorzy Realu Madryt" - sugerował. Na odpowiedź "Królewskich" ostatecznie nie trzeba było długo czekać. W materiale wideo, opublikowanym w mediach społecznościowych klubu, nawiązują oni m.in. do rzekomych powiązań Barcelony z generałem Franco. Pojawiają się odniesienia do tego, że to właśnie jeden z ministrów Franco oficjalnie oddał Camp Nou do użytku, a sam generał trzykrotnie ratował klub przed bankructwem za sprawą rekwalifikacji. Podkreślono również fakt, że "Duma Katalonii" sięgnęła w trakcie reżimu po osiem tytułów mistrzowskich i dziewięć Pucharów Króla, podczas gdy Real potrzebował aż piętnastu lat, by wygrać ligę.