Tą historią w rundzie wiosennej żyły wszystkie sportowe media Hiszpanii. Po kwietniowym meczu między Realem Madryt a Villarrealem miało dojść do bójki między Federico Valverde a Alejandro Baeną. Wedle relacji tego drugiego, w roli agresora wystąpił zawodnik "Królewskich". Baena zeznał, że Valverde czekał na niego na parkingu przed stadionem, a następnie podszedł i znienacka wymierzył cios w twarz. Incydent został zarejestrowany przez kamery monitoringu. Nie na tyle jednak dokładnie, by stanowić niepodważalny dowód w sprawie. Trener w końcu się przyznał. Zabrał głos w sprawie objęcia Realu Madryt Łaska dla Valverde. Komitet Rozgrywek La Liga odstąpił od wymierzenia kary Komitet Rozgrywek La Liga zdecydował właśnie, że piłkarz Realu nie zostanie ukarany. "Wykroczenie nie zostało w wystarczającym stopniu udokumentowane" - czytamy w uzasadnieniu. Graczowi madryckiego klubu groziła nawet 12-miesięczna dyskwalifikacja. W wersji optymistycznej mówiono o zawieszeniu na pięć kolejek. W obliczu tych prognoz werdykt komisji uznać należy za zaskakujący. Nie oznacza to jednak finału sprawy. Baena ma 10 dni na złożenie odwołania. Jego prawnicy analizują w tej chwili zasadność takiego manewru. Dyrektor sportowy Juventusu szokuje. Arkadiusz Milik mógł grać w Realu Madryt. Jedna przeszkoda Bezsprzecznym faktem pozostaje konflikt między oboma piłkarzami. Valverde twierdzi, że rywal w trakcie meczu zaatakował werbalnie jego rodzinę. Działo się to w czasie, gdy żona Urugwajczyka była w zagrożonej ciąży. "Popłacz się teraz, bo twój syn się nie urodzi" - miał usłyszeć od przeciwnika piłkarz "Los Blancos".