"Królewscy" chcą gruntownie przebudować skład i pozyskać gwiazdy, ale stoją także przed koniecznością sprzedaży wielu zawodników. 37-osobowa kadra wymaga solidnej redukcji. Numerem 1 na liście transferowej Realu jest Bale, ale topnieją szanse na to, że Walijczyk zmieni klub tego lata. Real nie otrzymał żadnej oferty na pozyskanie skrzydłowego i zanosi się na to, że dzięki zarobkom w wysokości 15 mln euro rocznie Bale będzie wiódł luksusowe życie rezerwowego. Real kupił go za 101 mln euro i teraz chciałby odzyskać przynajmniej część tej kwoty, ale piłkarz szachuje klub, bo nie ma zamiaru godzić się na redukcję pensji. Nazwisko Bale'a najczęściej pojawiało się w kontekście przenosin do Manchesteru United, Bayernu Monachium i Tottenhamu, ale żaden z tych klubów nie zdecydował się podjąć tak dużego ryzyka. Rozwiązaniem mogłoby być wypożyczenie, ale nawet na to nie ma chętnych, bo Bale jest daleki od swojej życiowej formy, a na dodatek ciągle prześladują go problemy zdrowotne, przez które często musi pauzować. Menedżer piłkarza Jonathan Barnett przyznał, że 29-latek świetnie czuje się w Madrycie i nie ma zamiaru nigdzie odchodzić, no chyba że pojawi się lukratywna oferta. Na to się jednak nie zanosi. Wściekli z takiego obrotu sprawy są nie tylko szefowie Realu, ale także fani klubu z Madrytu, bo zdają sobie sprawę z tego, że Bale blokuje ogromne pieniądze, które klub mógłby przeznaczyć na wzmocnienie składu przed nowym sezonem. Kibice już w końcówce minionego sezonu jasno dali Bale'owi do zrozumienia, że go nie chcą. Walijczyk nie jest popularny także w szatni Realu, bo nie nauczył się języka hiszpańskiego nawet w stopniu komunikatywnym, a koledzy z drużyny ironicznie nazywają go golfistą, w nawiązaniu do sportu, który uprawia w wolnym czasie. MZ