Publiczne wyznanie Griezmanna o opuszczeniu Atletico, a jednocześnie brak jasnej informacji o nowym klubie uruchomiło falę spekulacji. Usain Bolt, najszybszy sprinter na świecie, mający za sobą drobny epizod w zawodowym futbolu i wielki fan Manchesteru United, od razu chciał to wykorzystać. - Mam paru dobrych kolegów w ManU, mam nadzieję, że będziemy mogli go przekonać, żeby tam przeszedł - mówił Bolt na antenie radia RTL. Wróciły też pogłoski o możliwym transferze do PSG, także z powodu Kyliana Mbappe, co pozwoliłoby odtworzyć znakomity duet, który poprowadził Francję do mistrzostwa świata w ubiegłym roku w Rosji. Co więcej, w ubiegłym tygodniu rzeczywiście doszło do spotkania w luksusowym hotelu w Paryżu między adwokatem Griezmanna, jego siostrą, która zajmuje się interesami piłkarza (przypomnijmy, to ona przeżyła atak w Bataclan feralnej nocy podczas zamachów w Paryżu w 2015 roku) oraz dyrektorem sportowym PSG Antero Henrique. Bliżej do Dembele niż do Mbappe Francuski rozgrywający nigdy nie był jednak poważnie zainteresowany powrotem do kraju, czemu dawał wyraz już wcześniej, a prawdą jest też, że poza boiskiem znacznie bliżej mu do Ousmane’a Dembele, z którym znakomicie się dogaduje, niż do Mbappe. Z pewnością nie to jednak będzie miało decydujące znaczenie przy ogłoszeniu, że Griezmann przenosi się do Barcelony. Niemal dokładnie rok po pamiętnym filmie dokumentalnym (La Decision), przygotowanym przez firmę... Gerarda Pique, w którym ogłaszał, że zostaje w Atletico, a nie przechodzi do Katalonii. Różne źródła wskazują, że została wtedy też nakręcona inna wersja, która w obecnej sytuacji byłaby jak znalazł. Jednak najważniejsze wydaje się to, że tamte negocjacje sprzed roku posłużyły jako solidna baza do nowych ustaleń. Nie mówiąc o tym, że Erika, żona piłkarza, miała poczynić w Barcelonie rozeznanie w sprawie przyszłego mieszkania. Jeśli wierzyć nieoficjalnym informacjom, do konkretnych rozmów w sprawie kontraktu miało dojść już w marcu, tuż po wyeliminowaniu Atletico z Ligi Mistrzów. Udział w nich wzięli przedstawiciele zawodnika i adwokaci Barcelony. Jeden z dokumentów miał nawet zostać parafowany pod koniec marca, a najważniejsze rzeczy ustalone. Najważniejsze, czyli pięcioletni kontrakt i wynagrodzenie na poziomie 17 mln euro netto, nie licząc premii. W praktyce oznacza to, że Francuz - jeśli zostanie to potwierdzone - zarobi w Barcelonie do 2024 roku co najmniej 85 milionów euro. Co ciekawe, byłby to niższy kontrakt niż miał w Atletico (tam wynegocjował, według ostatnich informacji, ok. 21 mln euro netto), ale de facto zarobiłby mniej więcej tyle samo, bo wypełnienie umowy z "Los Colchoneros" do końca, czyli do 2023 roku dawało mu przynajmniej 84 miliony. Przypomnijmy, że więcej zarabia jedynie Messi, a Luis Suarez jest na poziomie ok. 16 milionów euro. Griezmann (jak sam pisze w autobiografii, choć jest to tylko w oryginalnej wersji, jego nazwisko powinno być wymawiane tak, jak się pisze) doszedł więc najpewniej do wniosku po pięciu latach w Madrycie, po 133 golach w 256 meczach, że czas na zmianę otoczenia, nawet kosztem obniżenia rocznych zarobków. I niewątpliwie przyczyniły się do tego również odejścia dwóch przyjaciół z drużyny. Lucas Hernandez zapowiedział transfer do Bayernu już wcześniej, Diego Godin (jest ojcem chrzestnym córki "Grizou") miał bardzo emocjonalne pożegnanie w ubiegłym tygodniu. Griezmann aż się na nim popłakał. Wtedy wiedział już jednak doskonale, jaką podejmie decyzję. Nie jest jednak powiedziane, że kibice Barcelony przyjmą go bez żadnego "ale". Wielu z nich doskonale ma w pamięci woltę, którą wykonał przed rokiem, twierdząc, że wykorzystał ekipę z Katalonii, aby wynegocjować wyższy, niemal królewski kontrakt z Atletico. Przy Coutinho cena jest promocyjna Pozostaje pytanie, ile naprawdę Francuz będzie kosztował. Wiele wskazuje na to, że 120 milionów, bo do takiej kwoty ma spaść klauzula wykupu, choć i tu nie ma w mediach hiszpańskich i francuskich. Za mistrza świata, trzeciego zawodnika w ostatnim plebiscycie "France Football", który tak naprawdę zasługiwał na jeszcze więcej, to cena niemal promocyjna. Szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę nie do końca udane, a dużo droższe transfery Barcelony w ostatnich okienkach. Przede wszystkim Philippe’a Coutinho (160 mln euro, w tym 40 mln bonusów), ale również - choć w mniejszym stopniu - Ousmane’a Dembele (145 mln). Właśnie Brazylijczyk jest pierwszy na liście do odejścia. I z powodów finansowych (zarabia ok. 14 mln euro), i sportowych, żeby zrobić miejsce dla Griezmanna. Co więcej, jego klauzula została ustalona na... 400 mln euro, ale klub najpewniej nie będzie się upierał, jeśli pojawi się chętny za choćby 100 milionów. Dla Barcelony umowa z Griezmannem ma też inny wymiar. W sytuacji, gdy Real Zinedine’a Zidane’a zapowiada bardzo poważne wzmocnienia, żeby odzyskać tytuł w Hiszpanii, strzał Katalończyków może okazać się co najmniej tak samo spektakularny. A sam Griezmann, który właśnie (razem z Mbappe) znalazł się w najnowszej edycji prestiżowego francuskiego słownika "Le Robert illustré", ze zdjęciem na okładce, będzie mógł wreszcie usiąść z Messim przy jednym stole. Dosłownie. Remigiusz Półtorak