Spektakularny gol Garetha Bale’a zdobyty przewrotką w finale Ligi Mistrzów 2018 roku to ostatnie niezatarte wspomnienie wielkiego Realu. Jednej z najbardziej efektywnych drużyn w dziejach klubowej piłki, która nie zawsze zachwycała, ale przełamywała bariery. Puchar Europy powstał dla Realu Od początku ery Ligi Mistrzów, czyli od 1993 roku żaden klub w Europie nie obronił trofeum. "Królewscy" pod kierunkiem Zinedine’a Zidane’a zrobili to dwa razy, w latach 2016-2018 dominowali w Europie przez długie 36 miesięcy. A przecież w 2014 roku zdobyli "La Decima" - sięgając po tytuł najlepszej drużyny na kontynencie po raz dziesiąty w historii. Wtedy Zizou był asystentem Carlo Ancelottiego. Media w stolicy Hiszpanii wysyłały w świat przesłanie modne na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XX wieku, że co prawda europejskie puchary wymyślili Francuzi, ale zrobili to dla chwały królewskiego klubu z Madrytu. Real nie ma sobie równych z 13 triumfami w Pucharze Europy. Po zwycięstwie nad Liverpoolem w Kijowie dwa i pół roku temu kilku kluczowych ludzi w klubie doszło jednak do wniosku, że to koniec epoki. Sygnałem zmian był transfer Cristiano Ronaldo do Juventusu. Prezes Florentino Perez uznał, że 33-letni gwiazdor jest już na równi pochyłej. 105 mln euro zapłacone przez klub z Turynu wydawało się znakomitym biznesem dla Realu. Od strony sportowej był to gruby błąd, który mści się do dziś. "Królewscy" oddali maszynkę do zdobywania bramek. Nie udało się go zastąpić ani Garethem Bale, ani sprowadzonym za 60 mln Luką Jovicem, ani Mariano Diazem o Edenie Hazardzie nie wspominając. Niedawno, czyli dwa lata po odejściu CR7, madrycki dziennik "Marca" zapytał swoich czytelników jakiego piłkarza chcieliby w Realu: Neymara, Kyliana Mbappe, Paula Pogbę, czy Cristiano Ronaldo? Z przygniatającą przewagą głosów wygrał ten ostatni. W maju 2018 roku poza Ronaldo Real opuścił także Zidane. Doprowadziło to do kompletnego chaosu w klubie, ale Francuza udało się odzyskać. Świadomy konieczności odmłodzenia kadry Perez wydał pół miliarda na transfery. Część z nowych graczy robi postępy zbyt wolne (Rodrygo, Vinicius Junior, Odegaard, Militao), część kompletnie się nie sprawdziła (Jovic, Mariano). Największym rozczarowaniem jest jednak Eden Hazard - sprowadzony z Chelsea za 100 mln euro z gwiazdorską pensją 15 mln euro za sezon. Niektórzy liczyli, że młodszy o sześć lat Belg sam zdoła zastąpić CR7. Tymczasem Hazard wciąż jest kontuzjowany. A kiedy wraca na boisko nie potrafi zrobić różnicy na korzyść Realu. Tak było w czwartkowym meczu w Superpucharze Hiszpanii z Athletic Bilbao, gdy zagrał w podstawowym składzie, ale po 67 minutach zmienił go Vinicius Jr. I dopiero wtedy Królewscy zdobyli kontaktową bramkę. Stara gwardia rdzewieje, młoda nie daje rady Mimo olbrzymich wydatków na nowych graczy Zidane wciąż opera się na starej gwardii. Sergio Ramos, Luka Modric, Toni Kroos, Casemiro, Benzema wciąż dają Realowi regularność. Na znacznie niższym poziomie niż trzy lata temu. Królewscy ciułają ligowe punkty, pół roku temu odzyskali w ten sposób tytuł mistrza Hiszpanii, bo Barcelona poszła w rozsypkę. Tyle, że drużyna Zidane’a już nie błyszczy. Nie rzuca rywali na kolana. Jesienią dopiero w ostatniej kolejce fazy grupowej zapewniła sobie awans do 1/8 finału Ligi Mistrzów. Rywalem jest Atalanta Bergamo - historycznie klubik z innego poziomu, ale mający teraz znakomity zespół. W sierpniu był w ćwierćfinale LM. W starciu z późniejszymi finalistami z PSG stracił awans w ostatnich sekundach. Jeśli Atalanta ma pokonać Real to kiedy jeśli nie teraz? Drużyna Zidane’a drepcze teraz w miejscu. W Primera Division straciła cztery punkty w ostatnich trzech kolejkach. Do Atletico Madryt traci cztery punkty, ale lokalny rywal ma o dwa mecze mniej rozegrane. Gdyby je wygrał, przewaga wzrośnie do 10 pkt. Tymczasem Królewscy muszą też spoglądać w lusterko wsteczne, bo najsłabsza od lat Barcelona ma już od nich tylko o trzy punkty mniej. Wyniki, tabelę i terminarz Primera Division znajdziesz tutaj!Katalończycy z wielkim trudem awansowali do finału Superpucharu Hiszpanii, gdzie spodziewali się natknąć na Real. Miał być super prestiżowy mecz dwóch potęg, lekko przebrzmiałych, ale jednak. Tymczasem Real zawiódł, co boli go tym bardziej, że to nie był wypadek przy pracy. Królewscy są dziś tylko marnym wspomnieniem siebie z 2018 roku. Nie widać rozwiązania problemu. Zidane uparcie trzyma się wielkich nazwisk, bo nie ma w klubie młodych piłkarzy, którzy naciskaliby na starą gwardię. Dariusz Wołowski Zobacz Interia Sport w nowej odsłonie.Sprawdź!