- Nie jesteśmy w stanie wygrać teraz wielu tytułów. Trzeba być realistą - powiedział Ronald Koeman. W normalnej sytuacji po takich słowach żegnałby się pewnie z posadą trenera Barcelony. Ale do normalności klubowi z Camp Nou dziś daleko. Zarząd Josepa Marii Bartomeu w ostatnim roku podwoił dług klubu, który sięga kosmicznej kwoty 1 173 mln euro. Barca tonie w długach, Real się starzeje Katalończycy są winni 196 mln euro innym klubom: między innymi Ajaxowi Amsterdam za transfer Frankie de Jonga, Liverpoolowi za Philippe Coutinho, Juventusowi za Miralema Pjanica. W październiku Bartomeu podał się do dymisji, wybory nowego prezesa przełożono na 7 marca z powodu pandemii. Barca przypomina okręt bez kapitana. Nie ma kto negocjować z Leo Messim by został na Camp Nou. Kontrakt Argentyńczyka kończy się w czerwcu. Niedawno dziennikarze zapytali Koemana, czy piłkarze dostają pensje w normalnym terminie, odpowiedział, że nie wie. Nie ma pieniędzy na transfery, kilku kluczowych graczy leczy urazy (Ansu Fati, Gerad Pique, Coutinho). Mimo wszystko Barca gra ostatnio lepiej. W tym roku wygrała cztery mecze ligowe, w Pucharze Króla jest w ćwierćfinale. Real Madryt nie ma aż tak poważnych kłopotów finansowych, choć też stracił koło 230 mln euro z powodu pandemii. Prezes Florentino Perez trzyma się mocno, klub szczyci się nowym stadionem, który w 2022 roku będzie cudem nowoczesności. Sytuacja drużyny kontrastuje z widokami na przyszłość. Od trzech lat Perez odmładza Real, wydał w tym czasie na transfery 350 mln euro, nie po to, by przegrywać z Levante jak w sobotę. Zakażony koronawirusem Zinedine Zidane kierował piłkarzami zdalnie. Co może zrobić trener, gdy w 9. min jeden ze stoperów wylatuje z boiska, jak Eder Militao? Kosztował 50 mln euro w marcu 2019 roku. Miał z czasem zastąpić Sergio Ramosa. 35-letni Ramos leczy teraz uraz, od jakiegoś czasu handryczy się z klubem o nowy kontrakt. Tymczasem Militao udowadnia, że starszy kolega i kapitan drużyny jest niezastąpiony. Real powinien był pokonać Levante grając w dziesiątkę, zdobył nawet gola na 1:0. Potem napastnicy Marco Asensio, Karim Benzema i Eden Hazard byli tylko bladym cieniem siebie. Snuli się po boisku, tymczasem rywal atakował, najlepszy w Realu był Thibaut Courtois, który obronił karnego. Co z tego skoro Królewscy i tak przegrali. Atletico skazane na tytuł? Całą jesień prasa madrycka żyła problemami Barcelony. Dziś Real spadł sportowo na ten sam poziom, lub niżej. Jeśli Katalończycy wygrają dziś z Athletic Bilbao zajmą drugą pozycję w tabeli wyprzedzając zespół Zidane’a. Zdaniem hiszpańskiej prasy los Zizou jest przesądzony. Odejdzie po zakończeniu sezonu. Real może jeszcze liczyć na zwycięstwo w Lidze Mistrzów. To uratowało by sezon, inaczej Królewscy zakończą go bez trofeum. Bywało już tak w przeszłości, że Real podbijał Europę, gdy w Hiszpanii mu nie szło. Ale nie grał wtedy tak słabo jak teraz. Drużyna się zestarzała, nowi nie naciskają na stare gwiazdy. Pomoc w składzie Casemiro-Luka Modric-Toni Kroos gra ze sobą regularnie od stycznia 2016 roku. Czyli od chwili, gdy Perez zatrudnił Zidane’a w roli trenera po raz pierwszy. Od tej chwili minęło pięć lat. Zdobyli razem 11 trofeów dla Królewskich, ale z piłkarzy w sile wieku zmieniają się w zawodników przemęczonych nieustanną grą na najwyższych obrotach. Wyniki, tabelę i terminarz La Liga znajdziesz tutaj! Na tytuł mistrza Hiszpanii skazane jest w tym sezonie Atletico, któremu Barcelona sprezentowała super strzelca Luisa Suareza. Drużyna Diego Simeone ma siedem punktów przewagi nad Realem i dwa mecze mniej rozegrane. Przewaga może wzrosnąć do 13 pkt. "Tylko kataklizm jest w stanie zatrzymać graczy Simeone" - pisze dziennik "El Pais". Ostatnio Atletico było mistrzem Hiszpanii w 2014 roku, ale o tytuł biło się z Barceloną do ostatniej kolejki. Teraz rozgrywki w La Liga są teatrem jednego aktora, bo dwóch hegemonów ugrzęzło w przeciętności. W XXI wieku Barca i Real oddały rywalom tytuł trzy razy. Bywały sezony, gdy ocierały się o granicę 100 pkt wyprzedzając resztę o blisko 30. W 2012 roku mistrzowski Real miał nad trzecią Valencią 39 pkt przewagi. Komentatorzy żartowali, że najsilniejsza piłkarsko liga świata kopiuje model szkocki, gdzie w grze o tytuł liczą się Celtic i Rangers. Dziś jest inaczej, tyle że Atletico nie ma rywala godnego siebie. Dariusz Wołowski