FC Barcelona ma za sobą ciężką porażkę, jaką było odpadnięcie z Ligi Mistrzów na Anfield, w starciu z Liverpoolem. To druga z rzędu nieudana próba podboju Ligi Mistrzów, po ubiegłorocznej wpadce z Romą w ćwierćfinale. Sternicy "Dumy Katalonii" są zdecydowani na przeprowadzenie dużych zmian, jednak wciąż nie wiadomo czy obejmą one również trenera Ernesta Valverde. Wiadomo, że na ten temat nie będzie się głośno mówiło aż do finału Pucharu Króla. Nieoficjalnie, według pogłosek, do Barcy przyjść ma z Ajaksu Erik ten Hag, choć na razie deklaruje, że zostaje w Amsterdamie. To nie byłby przypadek, bo Barcelona zaangażowała już z holenderskiej drużyny skrzydłowego Frenkiego de Jonga i jest o krok od zaangażowania jego kolegi, znanego w całej Europie, młodego środkowego obrońcy - Matthijsa de Ligta. Przyjście tego gracza z pewnością oznaczałoby odejście z klubu Francuza Samuela Umtitiego. Nie byłoby na niego miejsca, biorąc pod uwagę, że drużyna ma już do dyspozycji innego Francuza - Clémenta Lengleta. Dyrekcja Barcy dyskretnie dała już do zrozumienia, że - za wyjątkiem Leo Messiego, nikt nie jest nie do zastąpienia. Po raz pierwszy od wielu lat pod znakiem zapytania stawia się pozostanie w klubie Jordiego Alby i Sergia Busquetsa. Istnieje też możliwość, że Iván Rakitić mógłby wyemigrować do Interu. I jeśli do drużyny dołączyłby Antoine Griezmann, natychmiast zostałyby otwarte drzwi wyjściowe dla Ousmana Dembélé i Philippa Coutinho. W miniony wtorek Griezmann poinformował, że odchodzi z Atletico Madrid. Mogło się to już stać rok temu, kiedy wszystkie jego drogi prowadziły do Barcelony, ale w ostatnim momencie zdecydował się pozostać w biało-czerwonym klubie. Jednak teraz ogłosił, że 1 lipca, kiedy rozpocznie się nowy sezon, zapłaci swoją klauzulę odstępnego, która wtedy wyniesie 120 milionów euro (do 30 czerwca wynosi 200 mln euro). Barcelona ryzykuje, że ją wyprzedzi PSG i położy na stole maksymalną stawkę i podkradnie jej gracza. Odejście Griezmanna oznacza ciężki cios dla Atletico, które miało silną drużynę, obdarowaną rzadko widzianą solidnością w ofensywie. Ofensywa ta teraz, od odejścia Lucasa Hernándeza do Bayernu Monachium, wydaje się kruszyć. Nie zapominajmy, że Griezmann to piąty najlepszy strzelec w historii klubu, mający na swoim koncie 133 gole. Zapowiedziano już odejścia bocznych obrońców - Juanfrana Torresa i Filipa Luisa, a także Urugwajczyka Diego Godina do Interu. Wiele drużyn (np. Manchester City) ma ochotę na hiszpańskiego pomocnika Rodriego i na słoweńskiego bramkarza Jana Oblaka, który dla wielu ekspertów jest najlepszym w swoim fachu na świecie. Takie zmiany czekają Barcelonę i Atletico Madryt. Spokoju nie ma też Real Madryt. Powrót - po dziewięciu miesiącach - na ławkę trenera Zinedine Zidane'a nie zmienił sytuacji, a nawet - co gorsze - pogłębił kryzys, bo drużyna nie zareagowała dobrze na zmianę. Real jest na szarym, trzecim miejscu w tabeli ligi, stosunkowo wcześnie odpadł z Pucharu Króla i Ligi Mistrzów. Patrząc na przyszły sezon, Zidane już zakomunikował Garethowi Bale’owi, Diego Cevallosowi, Mateo Kovacziciowi i Marcosowi Llorente, że na nich nie liczy. Również nie zaakceptuje powrotu do klubu wypożyczonych: Jamesa Rodrigueza i Thea Hernándeza, który był wypożyczony do Realu Sociedad. Ale najtrudniejszą i nie do końca zrozumiałą decyzją jest podziękowanie bramkarzowi Keylorowi Navasowi, zdobywcy trzech Pucharów Europy, czterech Superpucharów Europy i czterech Klubowych Mistrzostw Świata. Można było przypuszczać, że Navas miał wsparcie Zidane'a. Real Madryt dał jednak do zrozumienia, że zainwestował dużo pieniędzy w transfer Thibauta Courtois. Zidane od dawna domagał się, aby drugim bramkarzem drużyny był jego syn - Luca, trzecim jest Ukrainiec Andrij Łunin. Wielu piłkarzy opuści Real Madryt, ale też klub ma zamiar zamknąć kilka ważnych transferów. W najbliższych godzinach powinno zostać załatwione przejście Edena Hazarda (Chelsea), Paula Pogby (Manchester United) i Luki Jovicia - znakomitego strzelca Eintrachtu Frankfurt. Dołączą do nich: obrońca Porto - Militao i napastnik z Santosu - Rodrygo Sylva. Z Barcelony Sergio Levinsky