Carles Rexach, legendarny gracz Barcelony z czasów Johana Cruyffa, a potem trener, który uwierzył w młodego Leo Messiego i podpisał z nim pierwszy kontrakt, kiedy ten miał zaledwie 13 lat, napisał w katalońskiej prasie, że nie bardzo rozumie, dlaczego kibicom Barcy tak uparcie zależy na Champions, kiedy ważniejszym sukcesem wydaje się wygranie LaLigi. Rexach twierdzi, że teraz w Lidze Mistrzów uczestniczy zbyt wiele zespołów z każdego kraju, podczas gdy kiedyś do rozgrywek byli dopuszczani tylko zwycięzcy każdej z lig. A zatem wygranie rozgrywek składających się z 38 kolejek, na dodatek takich, w których poziom jest bardzo wysoki, wydaje się wiele trudniejsze. Zidane uważa tak samo i to mimo tego, że z Realem wygrał ostatnio Ligę Mistrzów trzy razy z rzędu. Przytłaczająca dominacja Barcelony w lidze hiszpańskiej (11 trofeów w ostatnich 15 sezonach) tym razem nie była jednak wynikiem tego, że nowi-starzy mistrzowie grali jakiś znakomity futbol. Raczej tego, że przez cały sezon spisywali się najbardziej regularnie ze wszystkich. Dlaczego Barcelona nie miała "realnego" rywala? Trzeba jednak dodać, "broniąc" Barcelony, że drużyna nie ponosi winy za to, iż Atletico Madryt nie potrafiło utrzymać przez dłuższy czas bardziej stabilnej gry, mimo że z roku na rok wydaje coraz więcej pieniędzy na transfery i tak naprawdę przestało być klubem klasy średniej (zresztą, już za miesiąc nowy stadion madrytczyków Wanda Metropolitano będzie miejscem finału Ligi Mistrzów). Albo za to, że Real Madryt miał wyjątkowo fatalny sezon, traci dzisiaj... 18 punktów do lidera i, prawdę mówiąc, od sierpnia miał pod górkę, kiedy jeszcze pod rządami Julena Lopeteguiego przegrał z Atletico w finale Superpucharu. Później Santiago Solari, jak się okazało, tymczasowy trener, robił co mógł, dysponując załamaną psychicznie drużyną, która - to już jasne - zbyt mocno odczuła odejście Cristiana Ronalda. Pozostałe zespoły w lidze hiszpańskiej są - tak dzieje się od lat - tylko po to, żeby walczyć o udział w pucharach europejskich albo o utrzymanie w lidze. Biorąc to wszystko pod uwagę, Barcelona ani przez chwilę nie miała "realnego" rywala w lidze. Niewielki dystans potrafiło utrzymać jedynie Atletico Madryt, ale nie na tyle, aby zagrozić Katalończykom i odebrać im tytuł. To z kolei przyczyniło się do powstania nieco przewidywalnych rozgrywek, w których Barcelona doskonale zdawała sobie sprawę, że posiadanie w składzie Lionela Messiego w zupełności wystarczy, ale czasami nawet nie jest konieczne. Argentyńczyk ma na koncie 34 gole, choć w niektórych meczach nie grał przez 90 minut, kilka przesiedział na ławce rezerwowych. Ale niemal zawsze, kiedy tylko trzeba było, rozwiązywał problemy, które pojawiały się przed drużyną. Konserwatywny trener Valverde Trzeba to przyznać: ta Barcelona nie jest wielkim zespołem, jeśli nie ma naprzeciwko siebie wymagającego przeciwnika. Posiada za to zdolność dostosowywania się do rywala, podobnie jak działo się z Woodym Allenem w znanym filmie “Zelig", kiedy to bohater przejmował osobowość od każdego napotkanego na swojej drodze. Barcelona ma Ernesta Valverde - trenera, który wie jak prowadzić takich zawodników, ale który ma również konserwatywne podejście do tradycyjnej, ofensywnej gry Barcelony. Z zaledwie jednym napastnikiem (Urugwajczykiem Luisem Suárezem), czasami dwoma, jeśli sytuacja tego wymaga (Ousmane Dembélé gra dobrze, ale nieregularnie), z Messim, który porusza się po boisku jak wolny elektron i z Jordim Albą, który prawdopodobnie najlepiej rozumie grę geniusza. Reszta piłkarzy im towarzyszy, bo w zespole nie ma ani złych ani przeciętnych graczy. Ale też nie było w tym sezonie zbyt wiele meczów ze spektakularnymi zagraniami jak czasów Xaviego Hernandeza czy Andresa Iniesty, które można wspominać bez końca. To już trochę inne czasy. Z jednej strony, Barca sprawiedliwie została mistrzem, z elegancją i dokładnością obrońcy Gerarda Piqué oraz z niesamowitym bramkarzem Markiem-Andre Ter Stegenem. Z drugiej - jakkolwiek ta Barcelona była lepsza od pozostałych 19 zespołów w lidze, to jednak gorsza od ekipy z minionych lat. Ale z Messim wszystko jest łatwiejsze. Sergio Levinsky Zobacz wyniki hiszpańskiej Primera Division