Przed bieżącym weekendem Barcelona otwierała tabelę La Liga. Wczorajsze zwycięstwo Realu Madryt nad Deportivo Alaves (2-1) zepchnęło "Dumę Katalonii" z fotela lidera. Dla Lionela Messiego i jego kolegów dzisiejszy bój był zatem bitwą o odzyskanie miejsca na szczycie stawki. Kibice Atletico nie mają powodów do zadowolenia. Z siedmiu ostatnich meczów ich ulubieńcy wygrali tylko jeden. Z kolei Barcelona przybyła do Madrytu z trzema kolejnymi triumfami na koncie. A w jej szeregach ten, na którego zwrócone były dzisiaj oczy wszystkich - Antoine Griezmann. Dla Francuza była to pierwsza wizyta na Wanda Metropolitano po zmianie klubowych barw, na którą zdecydował się minionego lata. Przy okazji dwóch poprzednich wizyt na obiekcie Atletico piłkarze z Katalonii zmuszeni byli "gonić" wynik. Tym razem w pierwszych minutach znów śmielej zaatakowali gospodarze. Z kolei każdemu atakowi Barcelony - jeśli tylko przy piłce znajdował się Griezmann - towarzyszyły przeraźliwe gwizdy. Już w 7. minucie goście mogli mówić o olbrzymim szczęściu. Po wstrzeleniu piłki ze skrzydła w pole karne Barcy trącił ją Junior Firpo, a ta trafiła w słupek. Wydawało się, że bramka dla gospodarzy musi paść niespełna kwadrans później, gdy z powietrza bez przyjęcia uderzał Hermoso. Mimo że uderzał z kilku metrów i miał przed sobą tylko bramkarza, ter Stegen spisał się między słupkami fantastycznie i wybronił strzał nogami! <a href="https://wyniki.interia.pl/rozgrywki-L-hiszpania-primera-division,cid,658,sort,I" target="_blank">Primera Division: wyniki, tabela, strzelcy, terminarz</a> Po 25 minutach gry liczba celnych strzałów po stronie mistrzów Hiszpanii wynosiła... zero. Dopiero marna próba Rakiticia nieznacznie poprawiła tę statystykę. Znamienne, że pierwszy korner "Barca" wykonywała dopiero w 35. minucie. Efekt? Messi wyekspediował piłkę... na aut bramkowy. Gdy do końca pierwszej odsłony pozostawało pięć minut, ter Stegen po raz kolejny uratował swój zespół przed stratą gola. Tym razem wybronił na linii bramkowej silne uderzenie głową Moraty. Gdyby jednak piłka zmierzała bliżej słupka, nie miałby nic do powiedzenia. Stojącego w drugiej bramce Oblaka postraszył tylko Pique, który trafił futbolówką w poprzeczkę. Do przerwy w dogodnych sytuacjach do zdobycia gola mieliśmy więc rezultat 3-1. Na początku drugiej odsłony mecz stracił nieco na dynamice. Goście szukali natchnienia w Messim, ale argentyński wirtuoz miał prawo ponarzekać na dyspozycję dnia. Raził niedokładnością i spóźnionymi reakcjami. Pierwszy celny strzał największy gwiazdor Barcelony oddał dopiero po godzinie gry. Uderzył z dystansu po ziemi. Jego próba nie sprawiła jednak Oblakowi większych problemów. W kolejnej akcji w światło bramki trafił również Suarez, ale i tym razem słoweński bramkarz spisał się bez zarzutu. W tym okresie zarysowała się wyraźniejsza przewaga gości. Wynikało to jednak głównie z faktu, że madrytczycy nastawili się na grę z kontry. Ale prowadzenie mogli objąć po ataku pozycyjnym - w ostatniej chwili piłkę zmierzającą do opuszczonej bramki zatrzymał jednak Sergi Roberto. W końcówce spotkania stało się coś, co dzieje się... zazwyczaj, gdy sprawy nie układają się po myśli Barcelony. Messi zszedł z piłką ze skrzydła do środka, wymienił ją z Suarezem i uderzył sprzed pola karnego nie do obrony. Lewa noga, strzał tuż przy słupku i mieliśmy 0-1. Gospodarze w ulewnym deszczu rzucili się do zmasowanej ofensywy. Arbiter doliczył trzy minuty do regulaminowego czasy gry. W polu karnym "Barcy" znalazł się nawet Oblak, ale podopiecznym Valverde nie stała się już krzywda. UKi