W sobotę 25 listopada FC Barcelona grała z rywalem, z którym nie wygrała żadnego z poprzednich czterech meczów. Nie doszło do przełomu - straciła punkty z Rayo Vallecano piąty raz z rzędu, remisując na Vallecas 1:1. Goście czuli się pokrzywdzeni brakiem podyktowania rzutów karnych po faulach na Raphinhi i Robercie Lewandowskim. Polski napastnik został powalony na ziemię przez jednego z rywali, gdy piłka była w innym miejscu boiska. Joan Laporta wrócił do tych sytuacji na środowych obchodach 124. rocznicy powstania klubu. Obecni w sali byli najważniejsi działacze, także były prezes Joan Gaspart czy syn Armanda Carabéna, którzy zarządzał "Dumą Katalonii" w latach 1970-73 i odpowiadał za sprowadzenie Johana Cruyffa. Zdmuchnięto symboliczne świeczki, ale w pewnym momencie Laporta zaczął być pytany przez dziennikarzy o sprawy bieżące. Jak to ma w zwyczaju, nie gryzł się w język, sugerując że media przemilczały temat wspomnianych nieodgwizdanych "jedenastek". Joan Laporta: "Zawsze musieliśmy walczyć z przeciwnościami" - To nie jest stawianie siebie jako ofiary. Zawsze musieliśmy walczyć z przeciwnościami, lubimy pokonywać przeszkody. My, aby wygrywać, musimy być dużo lepsi od rywali, a oni nam to utrudniają. Teraz wygraliśmy z Porto i mamy żelazne morale, aby pokonać Atlético Madryt i Gironę - dodał, zostawiając w domyśle, kto utrudnia Barcelonie życie. Z pewnością ma nadzieję, że drużyna Xaviego Hernandeza w roku 125-lecia obroni tytuł w LaLiga EA Sports. Do tego po raz pierwszy od sezonu 2020/21 będzie występować w fazie pucharowej Ligi Mistrzów. Matematycznie awansowała do 1/8 finału we wtorkowy wieczór, pokonując na Stadionie Olimpijskim FC Porto. Z drugiej strony zespołowi wypomina się, że od 19 września nie wygrała żadnego meczu różnicą większą niż jednobramkową. Styl gry nie jest olśniewający. Przed mistrzami Hiszpanii trzy trudne kolejki na krajowym podwórku - najpierw przyjęcie u siebie wspomnianego "Atleti", a następnie wyjazdy do wiceliderów z Girony i zawsze niewygodnej na Mestalla Valencii.