Real Madryt w ostatnim meczu przed listopadową przerwą reprezentacyjną podejmował u siebie Osasunę Pampeluna. Plan Carlo Ancelottiego był prosty w założeniu - wygrać za wszelką cenę, uciszyć krytyków i uniknąć dramatu, jakim byłaby trzecia domowa porażka z rzędu. Gole Viniciusa i Bellinghama w cieniu podwójnej tragedii Real Madryt nie przegrał dwóch meczów z rzędu u siebie od 15 lat. Taka seria przydarzyła im się jednak na przełomie października i listopada. Najpierw przez Santiago Bernabeu przeszedł huragan Hansi Flick (0:4), a następnie ze skalpem ze stolicy Hiszpanii wrócili piłkarze AC Milan (1:3) w Lidze Mistrzów. W otoczeniu "Królewskich" z miejsca pojawiło się mnóstwo nerwowości; część dziennikarzy spodziewała się nawet zwolnienia Carlo Ancelottiego. Nie ulegało zatem wątpliwości, jak istotny jest sobotni mecz z Osasuną. Gdyby tuż przed przerwą reprezentacyjną "Królewscy" przegrali po raz trzeci na własnym terenie, mogłyby posypać się głowy. I rzeczywiście, od pierwszych minut Real Madryt przejął inicjatywę. Swoich szans szukali Kylian Mbappe czy Rodrygo, ale przyjezdni z Pampeluny nie dopuszczali do groźnych sytuacji we własnym polu karnym. Niestety dla fanów "Królewskich", zanim obejrzeliśmy chociaż jedną bramkę, kibice na Santiago Bernabeu po raz kolejny mogli zapłakać z rozpaczy. Wszystko zaczęło się w 20. minucie, gdy kontuzji doznał Rodrygo. Brazylijczyka zmienił Brahim Diaz. Jakby tego było mało, po niespełna dziesięciu kolejnych minutach gospodarze musieli przyjąć jeszcze boleśniejszy cios. Po pojedynku z Flavienem Boyono na murawę padł Eder Militao - i już nie opuścił jej o własnych siłach. Ucierpiało kolano środkowego obrońcy i ostatecznie konieczne było skorzystanie z noszy. Pierwsze wrażenie na temat urazu stopera było bardzo poważne. Jeżeli najgorszy scenariusz się spełni, Ancelotti będzie miał ogromny problem z obsadą defensywy po przerwie reprezentacyjnej. Później Real zagwarantował już znacznie bardziej pozytywne wrażenia swoim fanom. W 35. minucie Vinicius w swoim stylu ściął z lewego skrzydła i wyprowadził swój zespół na prowadzenie pięknym strzałem przy bliższym słupku. Brazylijskiemu skrzydłowemu asystował Jude Bellingham, a jeszcze przed przerwą Anglik zaliczył kolejne świetne zagranie. W 43. minucie wykorzystał podanie wprowadzonego z ławki Raula Asencio i z zimną krwią przelobował wychodzącego bramkarza Osasuny. Był to debiutancki gol Bellinghama w tym sezonie. Jakby kłopotów Realowi nie brakowało, w drugiej połowie nie oglądaliśmy także Lucasa Vazqueza, który zszedł z kontuzją mięśniową. Gdy jednak "Królewscy" potrzebowali tego, aby liderzy pomogli zespołowi, to na pierwszy plan kolejny raz w tym sezonie wysunął się Vinicius Junior. Druga połowa była absolutnym popisem Brazylijczyka. Najpierw wykorzystał wybitne długie podanie Andrija Łunina. Ukrainiec posłał piłkę z własnego pola karnego na połowę Osasuny, Vinicius wyprzedził wszystkich, minął stojącego w bramce Sergi Herrerę i nie patrząc na piłkę skierował ją do siatki, za co został nagrodzony owacją. Kilka minut później sytuacja była zdecydowanie łatwiejsza. Brazylijczyk dostał podanie od Brahima Diaza i bez problemu podwyższył wynik na 4:0, kompletując drugiego hat-tricka na przestrzeni ostatnich czterech spotkań. Ostatecznie takim rezultatem zakończyło się to spotkanie i wszystko byłoby dla Realu piękne, gdyby nie kontuzje z pierwszej połowy.