Druga część tryptyku była dla Valencii katastrofą. Od wtorku i nieszczęśliwej porażki 0-2 na Santiago Bernabeu w Pucharze Króla, jej gracze ostrzyli sobie zęby na rewanż w lidze. Mieli zamiar zgnieść Real Madryt, by udowodnić, że jeśli nawet przyjdzie im pożegnać rozgrywki pucharowe w ćwierćfinale, to wyłącznie ze względu na błędy sędziów. Wściekłość, zbiorowa chęć odwetu okazały się wczoraj katastrofalne w skutkach. Wysoko ustawiona obrona, bardzo ofensywna gra gospodarzy sprzyjała "Królewskim" kierowanym przez Mesuta Oezila. Mordercze kontrataki rozbiły gospodarzy w proch. Ernesto Valverde, trener, który odmienił Valencię, miał minę torturowanego po kolejnych golach Higuaina, Di Marii i Ronaldo. Żądni zemsty kibice zaczęli opuszczać Estadio Mestalla przed zakończeniem pierwszej części gry, zanim Ronaldo wbił ich drużynie ostatni gwóźdź do trumny. Czy wrócą na rewanż w Pucharze Króla? By przeżyć upokorzenie raz jeszcze? Valverde przyznał, że pomylił się w doborze taktyki. Trener Valencii uwierzył, iż bez stoperów Pepe i Ramosa, pogrążony w wewnętrznych konfliktach Real jest słaby i rozbity. Niedocenianie potencjału Ronaldo i jego kolegów, którego pilnie wystrzega się trener lidera Primera Division Tito Vilanova, może przynieść zgubne skutki. To ostrzeżenie także dla lidera Premier League: Manchesteru United za trzy tygodnie przyjedzie na Santiago Bernabeu walczyć w 1/8 finału Champions League. Atuty drużyny Jose Mourinho są oczywiste. Gdy rywal się broni, zamknięty wokół własnego pola karnego, ma ona poważne kłopoty. W ataku pozycyjnym Real się męczy nie mogąc znaleźć drogi do bramki, tymczasem gdy dostanie przestrzeń do gry, staje się niewiarygodnie groźny. Di Maria i Ronaldo w miejscu są miej efektywni, ale gdy się rozpędzą, bez trudu wygrywają indywidualne pojedynki. Tak jak wczoraj w Walencji, gdzie mierzyli się z rywalem, który także dotarł do fazy pucharowej Ligi Mistrzów. Przecież na Mestalla nie potrafił zwyciężyć nawet Bayern Monachium, grając z przewagą zawodnika, cudem uratował remis. "Zamknąłem dziś usta kilku ludziom" - cieszył się Di Maria. Niedawno został ostro skrytykowany przez Mourinho, który wypomniał mu, że znacznie lepiej grał, gdy mniej zarabiał, a po wywalczonej podwyżce snuje się tylko po boisku. Wczoraj Karanka wrócił do ostrej wypowiedzi przełożonego, tłumacząc, że ze strony Mourinho było to tylko zagranie psychologiczne. "Oto, do czego jesteśmy zdolni" - powiedział wczoraj asystent Mourinho. Dla "Królewskich" mecz na Mestalla był zbawiennym zastrzykiem optymizmu. Jest impuls, by zakończyć kłótnie, zjednoczyć się i ratować sezon. Niedawno sytuacja wydawała się katastrofalna, dziś pojawiła się nadzieja. Jedno zwycięstwo to mało, Real wciąż traci w lidze 15 pkt do Barcelony, dlatego Karanka w ogóle nie wspominał o walce o tytuł. Ale o pozostałe dwa trofea można się bić. Real jest znacznie bliżej półfinału Pucharu Króla niż jego wielki rywal z Camp Nou. I to zespół Tito Vilanovy musi się martwić bardziej, by w półfinale pucharu doszło do Gran Derbi. Autor: Dariusz Wołowski Zobacz wyniki, strzelców bramek, tabelę i terminarz Primera Division