W letnim oknie transferowym FC Barcelona udała się na obfite polowanie, a jej diamentem w koronie został Robert Lewandowski. Na Camp Nou trafił także między innymi brazylijski skrzydłowy Raphinha, choć był już o krok od dołączenia do Chelsea. Właściciel Leeds United Andrea Rardizzani zdradził, że jego klub rzeczywiście uzgodnił już wszystko z "The Blues", ale potem do gry wkroczyła FC Barcelona, wykorzystując do tego agenta piłkarza - Deco. Właściciel Leeds United "wbija szpilkę" FC Barcelona. Chodzi o Raphinhę - Dla mnie wszystko było już dokonane. A kiedy dokonuję transakcji, moje słowo jest moim słowem. Czułem wstyd, gdy musiałem wrócić do właściciela Chelsea i powiedzieć mu, że zmieniło się moje położenie. Dopięliśmy transfer z Chelsea, ponieważ zawodnik chciał odejść i był otwarty na oferty z Premier League. Chelsea była na pozycji faworyta - powiedział Rardizzani w rozmowie z "The Athletic". - Niestety powiedzmy, że wpływy Barcelony przekonały piłkarza, by ten czekał, czekał i czekał aż znajdą rozwiązanie. To kolejny raz pokazuje siłę, jaką mają piłkarze i ich agenci, co jak dla mnie jest przesadą. Dokonujemy inwestycji, by budować kluby. Wkładamy w to setki milionów, ale cała siła zdaje się spoczywać w przedstawicielach zawodników - dodał. Leeds United w obawie przed brakiem płynności finansowej Barcelony zawarła w umowie zapis o karze, jeśli płatność za Raphinhę zostanie opóźniona. Angielski klub nie przewiduje jednak, by pieniądze nie zostały mu przekazane w terminie. - To byłoby śmieszne, gdyby tak się nie stało. Nie mogę sobie wyobrazić takiej sytuacji. Jeśli stanie się inaczej, będziemy mieli globalny problem dotyczący Barcelony - stwierdził Radrizzani.