Kibice obu zespołów dopiero w minionym tygodniu emocjonowali się wielkim pojedynkiem Realu z Atletico. Odwieczni rywale zmierzyli się w półfinale Superpucharu Hiszpanii. W Arabii Saudyjskiej oglądaliśmy efektowne widowisko, w którym padło wiele bramek. Ale powody do radości mieli tylko "Królewscy", którzy pokonali po dogrywce zespół Diego Simeone 5:3. Carlo Ancelotti mógł mieć dylemat, na kogo postawić w bramce swojego zespołu. Ostatecznie zdecydował się na piłkarza, który jest w tej chwili pewniejszym punktem, czyli Ukraińca Andrija Łunina, a nie Kepę. Ogromne emocje pod koniec pierwszej połowy. Najpierw pech Rudigera... W pierwszych minutach Łunin dwa razy bardzo pewnie zachował się na przedpolu bramkowych, choć to nie były sytuacje, które bramkarzowi tej klasy powinny sprawić problem. Gospodarze dobrze zaczęli to spotkanie, aż do 11. minuty. Najpierw był niepozorny rzut wolny, ale później piłka trafiła do Jude'a Bellinghama, który w polu karnym zaczął wyczyniać cuda. Poradził sobie na niewielkiej przestrzeni w sumie z aż czterema rywalami i być może zmusiłby Jana Oblaka do kapitulacji. Jednej piłka po jego strzale odbiła się od nogi ostatniego obrońcy i ostatecznie wylądowała tylko na poprzeczce. Bramka dla Realu powinna paść w 20. minucie. Vinicius posłał kapitalne podanie do Rodrygo, o pozycji spalonej nie było mowy i młodzian znalazł się oko w oko z golkiperem. Uderzył jednak tak, że Oblak świetną paradą poradził sobie ze strzałem, a po chwili udanie skrócił kąt i nie dał się zaskoczyć dobitką Viniciusa. W odpowiedzi Rodrigo de Paul tylko postraszył Łunina. Argentyńczyk szukał bardzo dobrego kierunku przy strzale głową, ale odległość była zbyt duża, aby Ukrainiec nie zdążył się ustawić. Podobnie było ze strzałem Alvaro Moraty z przewrotki oddanej blisko skraju pola karnego. W 34. min strata Luki Modricia pod polem karnym Atletico mogła drogo kosztować jego zespół. "Los Rojiblancos" ruszyli z szybką kontrą, piłka trafiła na lewe skrzydło do Lino, a ten bardzo dobre podanie zaadresował w pole karne do Moraty. Niebezpieczeństwo przerwał Nacho, który uprzedził napastnika. "Królewscy" ruszyli z kontrą, Simeone pieklił się po decyzji sędziego, ale nie było wątpliwości, że Jude Bellingham został nieprzepisowo powalony na ziemię interwencją Saula. Oblak ustawił w murze czterech zawodników i "ściana" spełniła zadanie, bo uderzenie Rodrygo trafiło w głowę jednego z zawodników i wyszło tylko na rzut rożny. W 36. min znów kawał roboty wykonał Rodrygo. Rozegrał piłkę na małej przestrzeni i z prawego skrzydła wrzucił fantastyczną, ostrą piłkę wzdłuż bramki. Akcję już zamykał Rudiger, wchodził na pełnym wślizgu, ale kapitalną interwencją popisał się Axel Witsel, z dużą dozą prawdopodobieństwa chroniąc swój zespół przed utratą bramki. ...a później koszmarny "babol" Jana Oblaka Trzy minuty później trybuny na Wanda Metropolitano eksplodowały, bo Atletico wyszło na prowadzenie. Miękką wrzutkę z głębi pola posłał de Paul, a ustawiony w "szesnastce" Rudiger tak niefortunnie odbił piłkę, że zamykający akcję Lino sięgnął piłkę na wślizgu i skierował ją po dalszym słupku do bramki obok bezradnego Łunina. To była piąta bramka w tym sezonie tego piłkarza. Przez chwilę jeszcze zrobiło się nerwowo, bo sprawdzano, czy strzelec gola nie był na pozycji spalonej, ale ostatecznie sędzia wskazał na środek boiska. W końcówce pierwszej połowy pojawiły się emocje, piłkarze agresywniej zaczęli się względem siebie zachowywać, aż w końcu sędzia nie wytrzymał i za dyskusje ukarał żółtą kartą Viniciusa. Po chwili to jednak Brazylijczyk był w radosnym nastroju, bowiem gospodarze nie potrafili utrzymać prowadzenia do przerwy. W 46. min Luka Modrić wykonywał rzut wolny, posłał "zawiesinę" w pole karne, gdzie o piłkę walczyło kilku zawodników. Interweniować próbował Oblak, ale tak niefortunnie piąstkował piłkę, że w kuriozalny sposób wbił sobie samobójczą bramkę. 90 minut nie wystarczyło Drugą połowę mocno rozpoczął Real. Rodrygo już po kilku sekundach od wznowienia gry oddał płaski strzał, który Oblak sparował na rzut rożny. Na kolejny ryk trybun trzeba było czekać do 57. minucie, a miejscowych uszczęśliwił Morata. Choć zanim wielki błąd popełnił Łunin, najpierw piłka po drodze niefortunnie odbiła się od Eduardo Camavingi, co też nie ułatwiło zadania Ukraińcowi. A na końcu jeszcze piłkę w stronę bramki trącił Rudiger, więc Moracie postało tylko postawić stempel. W 75. minucie mogło i powinno być 2:2. Jednak ponownie Oblaka uratowała poprzeczka, tym razem po uderzeniu Rodrygo. Jednak siedem minut później było już 2:2. Po dośrodkowaniu z lewego skrzydła Jude'a Bellinghama piłkę z bliskiej odległości głową do siatki wpakował Joselu i emocje zaczęły się od nowa! Do samego końca regulaminowego czasu gry na murawie było mnóstwo emocji, ale żadnej z drużyn nie udało się znaleźć sposobu na pokonanie bramkarza rywali i o wszystkim miała zadecydować dogrywka. Dokładnie w 100. minucie jedna z legend Atletico Antoine Griezmann wykorzystał błąd graczy Realu, wpadł z piłkę w pole karne i z ostrego kąta dał swojej drużynie prowadzenie 3:2. Takim wynikiem zakończyła się pierwsza połowa dogrywki, a "Królewskim" zostało piętnaście minut, aby przynajmniej doprowadzić do remisu. W 113. minucie Oblak znów popełnił błąd i gracze Realu wpakowali piłkę do siatki, ale na szczęście dla golkipera Atletico sędziowie dopatrzyli się pozycji spalonej i trafienie nie zostało uznane. Był to jednak sygnał, że emocje w tym meczu absolutnie się nie zakończyły. Jednak sześć minut później było już po wszystkim. Kontra Atletico i zagranie Memphisa Depaya do Rodrigo Riquelme skończyło się czwartą bramką dla podopiecznych Diego Simeone, którzy tym samym zapewnili sobie awans do kolejnej rundy Pucharu Króla, co więcej, zrobili to po zwycięstwie z odwiecznym rywalem.