Gdy zapytamy popularnej wyszukiwarki internetowej o "największy mecz świata", ta bez wahania odpowie, że to Gran Derbi, czyli tzw. Derby Europy pomiędzy Realem Madryt i FC Barcelona. Derby to termin zarezerwowany dla jednego miasta, względnie regionu, ale wraz z postępującą globalizacją rywalizacja o prymat na półwyspie iberyjskim rozlała się na cały kontynent, a wkrótce na cały świat. Istnieją dane, które mówią, że to spotkanie ogląda średnio około 700 milionów widzów na całym świecie. Gdy na boisko wychodzą "Barca" i Real mniej istotna jest pozycja w tabeli, chociaż przeważnie obie drużyny są blisko jej szczytu. Liczy się udowodnienie wyższości nad znienawidzonym rywalem, a to dlatego, że w El Clasico rywalizacja dawno wyszła poza linie boiska i stadiony. To śmiertelni wrogowie, którzy żyć bez siebie nie mogą. Wzajemna rywalizacja nakręca niechęć i obroty na rachunkach bankowych. W 2014 r. magazyn "Forbes" uznał Barcelonę i Real za dwie najbardziej wartościowe kluby sportowe na świecie - Madryt był wówczas wart 3,44 miliarda dolarów, a "Barca"3,2 miliarda dolarów. Oba kluby mają zdecydowanie najwięcej "śledzących" w social mediach. W ostatnich latach świat podzielił się na zwolenników wielkich symboli obu klubów - najlepszych i najbardziej utytułowanych piłkarzy ery nowożytnej: Cristiano Ronaldo z Realu i Lionela Messiego z "Barcy". Chyba dobrze, że w czasach Alfredo di Stefano, Paco Gento, Laszlo Kubali i Johana Cruyffa nie było Internetu, bo świat by zwariował. Ten ostatni nazwał syna katalońskim imieniem Jordi. W 1974 r., gdy następca tronu przyszedł na świat, żył jeszcze generał Francisco Franco i w Hiszpanii można było nadawać dzieciom tylko hiszpańskie imiona, a używanie katalońskiego było zakazane. Jordi przyszedł na świat w Amsterdamie, a Cruyff się uparł by nazwać go po katalońsku, dlatego został bohaterem w zbuntowanej prowincji. Z czasem El Clasico przestało być postrzegane jako rywalizacja stricte futbolowa, a bardziej jako rywalizacja reprezentującej katalońskie dążenia niepodległościowe (motto "mes que un club" - "więcej niż klub") Barcelony oraz związanego z hiszpańskim nacjonalizmem Realu. Oglądaj El Clasico na żywo w niedzielę, 19 marca o 21:00 w Eleven Sports 1 lub w Eleven Sports 1 4K Pamiętamy wielką kartoniadę ze słowami "Catalunya is not Spain" na Camp Nou - oprawa została przygotowana przez wynajętą firmę. To dziś oczywiście już bardziej opakowanie, ale gdyby produkt nie był przekonywujący, ludzie by go nie kupili. W najnowszych czasach nieprzekraczalną granicę złamał Luis Figo. Publicznie zapewniał o lojalności w stosunku do katalońskiego klubu, a potem podpisał kontraktu z Realem Madryt, czym wywołał wściekłość "cules", kibiców Barcelony. Figo stał się w Katalonii wrogiem publicznym numer 1, a podczas jego pierwszego meczu w barwach madryckiego klubu na Camp Nou na boisko z trybun poleciały butelki, telefony komórkowe, a nawet głowa świni. Gran Derbi to współzawodnictwo królewskiej, białej Kastylii ze zbuntowana, kolorową Katalonią. Źródła konfliktu to wciąż niezabliźnione rany po hiszpańskiej wojnie domowej, powstała na ten temat ciekawa książka "Strup. Hiszpania rozdrapuje rany" autorstwa Katarzyny Kobylarczyk. Prezydent FC Barcelona, Josep Sunyol został zamordowany przez falangistów podczas wojny domowej w sierpniu 1936 r. Z kolei Santiago Bernabeu wieloletni prezydent Realu, a obecnie patron jego stadionu walczył w wojnie domowej po stronie Franco. Fernando Maria Castiella, hiszpański minister spraw zagranicznych w latach 1957-69 zwykł mawiać, że "Real Madryt to najlepsza ambasada jaką kiedykolwiek mieliśmy". Maciej Słomiński, INTERIA