Jak Barcelona zareaguje po odpadnięciu z Ligi Mistrzów i blamażu w starciu z Bayernem Monachium w Lidze Mistrzów? To było podstawowe pytanie przed starciem na Estadio de Mestalla. Gdyby Katalończycy byli w dobrej formie, z Valencią powinni sobie poradzić bez problemów. Bo Valencia, po niezłym początku sezonu, w październiku wygrała tylko jedno z pięciu spotkań. Tyle że jej starcia z Barceloną często nie miały nic wspólnego ze sportową logiką. Nerwowy początek i... nerwowa pierwsza połowa. Barca miała wielką szansę Po lekcji od Bayernu Xavi nie dokonał wielu zmian w swojej drużynie. Barcelona znów grała trójką z przodu, w składzie znalazł się Ansu Fati, inaczej ustawiona była tylko defensywa. I już zaraz po rozpoczęciu meczu Jules Koundé popełnił prosty błąd, po którym celnie uderzył Samuel Lino. Kolejny strzał w kierunku bramki gracze "Los Ches" zanotowali dopiero w doliczonym czasie. A Barcelonie chwilę później sytuację stworzył Giorgi Mamardaszwili, bramkarz Valencii. Tyle że Fati, mimo dobrej okazji, nie oddał nawet strzału. Tak nerwowy początek nie zwiastował niczego dobrego. I rzeczywiście, mecz był daleki od tego, jakie często oglądamy w hitach La Liga. Valencia była świetnie ustawiona w defensywie, maksymalnie ograniczała ruch Robertowi Lewandowskiemu, który rzadko dochodził do piłki. A Barcelona grała za wolno, Busquets nie potrafił przyspieszyć akcji, problem z tym miał de Jong. Mimo wszystko Katalończycy powinni objąć prowadzenie w 13. minucie. Pedri kapitalnie zagrał na wolne pole, Ansu Fati znalazł się sam przed Mamardaszwilim, ale nie zdecydował się na mijanie bramkarza "Nietoperzy". Uderzył w górę, ale nie tak, by przelobować Gruzina - trafił go w twarz. Lewandowski uprzedził obrońców - słupek uratował Valencię! Valencia w ataku nie miała z kolei zbyt wiele do powiedzenia. Dość szybko straciła też swój największy atut w grze powietrznej, czyli Edinsona Cavaniego. Do 45. minuty nie oddała choćby jednego strzału, choć tuż przed przerwą dobrze zapowiadała się akcja Justina Kluiverta. Dopiero w 47. minucie, czyli de facto - ostatniej akcji pierwszej połowy - po rzucie rożnym świetnie w polu karnym znalazł się Gabriel Paulista. Brazylijczyk nie trafił w bramkę, a gdyby główkował trochę celniej - ter Stegen byłby bez szans. Barcelona przeważała przez całą pierwszą połowę, ale poza sytuacją sam na sam Fatiego, też nie oddała celnego uderzenia. Brakowało prób z dystansu, choć aż się o nie prosiło. W końcu spróbował Frenkie de Jong, ale trafił w obrońcę. I w tej całej boiskowej miernocie raz genialnie odnalazł się Lewandowski. Kapitan reprezentacji Polski wyprzedził dwóch obrońców i w 45. minucie, po dośrodkowaniu Alby, uderzył piłkę głową. Mamardaszwili nie zareagował, gdy futbolówka uderzyła w słupek... Sędzia anulował gola Valencii. Co zrobił Marcos Andre? Tymczasem zaraz po przerwie ponad 46 tys. kibiców na Mestalla wybuchło z radości, gdy Samuel Lino pokonał ter Stegena. Minęła minuta i sędzia Ricardo de Burgos Bengoetxea, po krótkiej analizie VAR, gola anulował. I słusznie, bo chwilę wcześniej Marcos Andre dotknął piłki ręką. Zachowanie Brazylijczyka było głupkowate, niewytłumaczalne, w stylu siatkarza. Podobnie jak i reakcja po decyzji arbitra. Barcelona dostała więc poważne ostrzeżenie, ale nadal grała tak samo. Jak miała już jakąś sytuację, to jej zawodnicy pudłowali na potęgę. Zwłaszcza Fati, który chwilę po zmarnowanej sytuacji opuścił boisko. Xavi, widząc niemoc drużyny w ofensywie, dokonał zresztą potrójnej zmiany. Gavi, Raphinha i Ferran Torres mieli wspomóc Lewandowskiego lepiej niż poprzednicy. A kibice Valencii przywitali Torresa, wychowanka "Los Ches", buczeniem i wyzwiskami. Doskonała okazja Torresa. Jak on tak mógł kopnąć? Tyle że nowe siły w ofensywie Barcelony nie zmieniły zasadniczo przebiegu tego spotkania. Valencia nadal próbowała swoich sił w kontratakach, a jej dodatkowym atutem mogło być to, że "Duma Katalonii" straciła drugiego już w tym meczu środkowego obrońcę! Pod koniec pierwszej połowy z kontuzją boisko opuścił Eric Garcia, a na kwadrans przed końcem - także Kounde. Goście wciąż nie byli w stanie oddać drugiego celnego strzału w tym spotkaniu, często podejmowali złe, egoistyczne decyzje podczas ataków, już na połowie Valencii. W 83. minucie to Barca wyprowadziła kontratak, a dokonał tego... Gerard Pique. Zagrał do Lewandowskiego, ten nie zdołał oddać mocnego strzału. To i tak nic przy tym, co zrobił minutę później Ferran Torres. Otrzymał idealne zagranie na piąty metr, był sam - kopnął tak, że trafił piłką w swoją... postawną nogę. A to tylko wywołało dodatkowe emocje wśród kibiców z Walencji. Lewy zadaje decydujący cios. W takim momencie! Sędzia Bengoetxea doliczył aż sześć minut, ale nic nie wskazywało na to, że coś się w tym spotkaniu jeszcze zmieni. Na trybunach, jak zwykle, grała tylko miejscowa orkiestra, na murawie jedni i drudzy byli sfrustrowani, kopali się głównie po nogach. Aż w końcu, w trzeciej doliczonej minucie, Raphinha wrzucił piłkę w pole karne. Za daleko dla Torresa, który mógł być na delikatnym spalonym, ale idealnie dla Lewandowskiego. Najlepszy snajper Barcelony ruszył w porę, znalazł się za obrońcą, a przed bramkarzem i prawą nogą dziubnął futbolówkę obok gruzińskiego bramkarza Valencii. Ten gol dał Barcelonie trzy punkty i przynajmniej na jeden dzień pozycję lidera. Valencia CF - FC Barcelona 0-1 (0-0) Bramka: 0-1 Robert Lewandowski 90. +3 Valencia: Mamardaszwili - Correia (80. Vazquez), Gabriel Paulista, Comert, Gaya - Foulquier Ż, Guillamon Ż, Almeida (72. Lato) - Kluivert (72. Castillejo Ż), Cavani (18. Marcos Andre), Lino Ż. Barcelona: ter Stegen - Balde, Kounde (74. Pique Ż), Eric Garcia Ż (42. Marcos Alonso Ż), Alba - de Jong, Busquets (56. Gavi Ż), Pedri - Dembele (56. Torres Ż), Lewandowski, Fati (57. Raphinha).