Interia: Jak to jest, że każde dziecko w Polsce, choć jeszcze niewiele wie o świecie, już słyszało, że istnieje jakiś Messi i Ronaldo i wie, że wypada mieć koszulkę któregoś z nich? Prof. Zbigniew Dziubiński: - Format tych dwóch piłkarzy jest o wiele większy niż pozostałych. Są to wybitni sportowcy, uprawiający dyscyplinę sportu o najwyższym prestiżu, zarabiający ogromne pieniądze. To zapewnia im pozycję w przestrzeni medialnej. Są głównymi aktorami w wymiarze społecznym. - Wszyscy na świecie wiedzą, że jest ktoś taki, jak Messi i Ronaldo, którzy są wyjątkowi, zdobywają mnóstwo bramek, są fundamentem swoich zespołów. Tam gdzie są duże pieniądze, prestiż, popularność, tam lokujemy swoje zainteresowania. Na socjologii uniwersytetu w Vancouver pojawił się nawet przedmiot "Fenomen Cristiana Ronalda". Ciekawa inicjatywa? - Wspaniałych sportowców trzeba rozpatrywać w tych kategoriach, co inne gwiazdy popkultury. Do tego się świetnie nadają. Ich pozycja w kulturze masowej sprawia, że na ich przykładzie można zrealizować wiele ciekawych projektów. Skąd w takim razie często oglądana, choćby w internecie, niechęć do jednego, bądź drugiego piłkarza? - Jest w nas niedobre uczucie - zazdrość. Wywołuje ją ktoś, kto jest na świeczniku, dobrze zarabia, jest popularny. Internet rządzi się swoimi szczególnymi prawami, nierzadko brutalnością. Nieliczni, którym udało się osiągnąć wiele, muszą się liczyć z głośnym odsetkiem tych zazdrosnych, z odmiennym zdaniem. Wierzy pan w słowa Messiego, który niedawno powiedział, że między nim a Ronaldem nie ma żadnej indywidualnej rywalizacji? - Patrząc na rywalizację sportową między nimi, jest ona trochę korespondencyjna. Przecież nie co tydzień Barcelona gra z Realem. Każdy z nich stara się jak najlepiej wykonywać swój zawód, a eksperci i kibice oglądają i oceniają. - Wydaje się, że między Messim a Ronaldem nie ma negatywnych emocji. Z drugiej strony jednak pewnie jest tak, jak w życiu: jeśli z kimś się ścigam, to naturalnie staje się on moim rywalem. To takie ludzkie, normalne. Wystarczy być geniuszem sportowym, by stać się fenomenem społecznym? - Na pewno nie. My też mamy medalistów olimpijskich, ale ich nie widać. Piłka nożna to prestiż. By być sławnym, trzeba grać w renomowanym klubie. Choć akurat w przypadku Messiego i Ronalda to nie klub przydaje im prestiżu, ale na odwrót. - Ważne są też inne elementy. Na przykład cenimy zamożność. Fascynujemy się, ile ktoś chce zapłacić za danego piłkarza, bo to od razu podnosi lub obniża jego status. David Beckham połowę pieniędzy zarobił poza boiskiem, dzięki różnorakiej działalności, dziś jest twarzą, marką. A co z cechami osobowymi? - To bardzo ważne. Messi poza boiskiem jest wycofany o pół kroku, a Ronaldo stara się być na świeczniku. Blasku przydają mu choćby głośne przejścia sercowe, a także sylwetka, uroda, którym nic nie można zarzucić. Świat nie nakłada na nich zbyt dużej presji? Oni nie mają prawa do gorszego dnia, słabszej formy. - Taki jest koszt ogromnej popularności. Na tym poziomie oczekiwania są duże. Wiele zależy od kontekstu. Debiutant zdobywający medal na igrzyskach jest chwalony za wielki sukces. Jeśli na igrzyska jedzie mistrz olimpijski, to zdobycie przez niego brązowego medalu traktowane jest jako porażka. - Dzisiaj cały zglobalizowany świat zna Messiego i Ronaldo i liczy na nich, ma wobec nich oczekiwania. Już nie jest tak, że każdy kibicuje tylko wybranej drużynie ze swojego kraju. W Chinach oglądają Barcelonę i Real i oczekują samych wielkich występów Ronaldo, czy Messiego. Możliwie jest, by Polak stał się takim fenomenem społecznym? Czy to jednak nie ten kraj, nie ta mentalność? - Życzę każdemu Polakowi wejścia na szczyt. Nic nie stoi na przeszkodzie, bo ktoś z Polski osiągnął taką rozpoznawalność. Po pierwsze jednak musi to być osobowość sportowa, ktoś wybitny. Po za tym musi być mądrze prowadzony. - Polska nie jest już krajem peryferyjnym. Przynależność narodowa nie jest ograniczeniem. Wiele się zmienia, mamy Roberta Lewandowskiego, wysoką pozycję ma Grzegorz Krychowiak. Może niedługo będziemy cieszyć się w Polsce z gwiazdora o zasięgu światowym. Rozmawiał: Waldemar Stelmach