"Mam ochotę spotkać was znowu" - wielki transparent z takim napisem i wizerunkiem Joana Laporty zawisł w Madrycie w pobliżu Santiago Bernabeu już kilkanaście tygodni temu. 2 maja 2009 roku na stadionie Realu Madryt Barcelona przeżyła jeden z najwspanialszych dni w swojej historii. Zwycięstwo 6-2, kosmiczna gra gości pod wodzą Pepa Guardioli jest do dziś najsłodszym wspomnieniem dla kibiców z Camp Nou. Laporta na czas kryzysu Prezesem Barcelony był wtedy prawnik Joan Laporta, który od 7 marca 2021 roku jest nim znowu. Po wczorajszym zwycięstwie powiedział, że spodziewał się jego imponujących rozmiarów. Z klubem związany jest od dawna, już w 1998 roku mając 35 lat stanął na czele opozycji wobec ówczesnego szefa klubu Jose Luisa Nuneza, ale wtedy ruchowi "Elefant Blau" (Niebieski Słoń) nie udało się go obalić. W 2000 roku do władzy doszedł Joan Gaspart - oceniany potem jako najgorszy prezes w historii Barcelony. Stracił najważniejszego piłkarza Luisa Figo na rzecz Realu Madryt, a potem wydał 199,2 mln euro na zawodników takich jak Marca Overmars, Javier Saviola, czy Juan Roman Riquelme. Żaden z nich nie zrobił na Camp Nou kariery. Po trzech latach identyfikujący się z ultrasami klubu Gaspart zostawił Barcelonę w głębokim kryzysie. W 2003 roku wybory wygrał Laporta wspierany przez Johana Cruyffa i otoczony ludźmi takimi jak Sandro Rosell i Josep Maria Bartomeu, którzy mieli rządzić klubem po nim. Wygrał, bo obiecał kibicom, że sprowadzi jednego z najlepszych piłkarzy świata - chodziło o Davida Beckhama, który w ostatniej chwili wybrał jednak Real Madryt. Zdesperowany Laporta, dzięki brazylijskim kontaktom Rosella wygrał z Manchesterem United przetarg o Ronaldinho Gaucho. Genialny Brazylijczyk niemal w pojedynkę odmienił los drużyny, choć nowi szefowie klubu wymienili niemal całą kadrę. W siedem lat rządów Laporty Barcelona dwa razy wygrała Ligę Mistrzów (2006 i 2009) i cztery razy była mistrzem Hiszpanii. Prezes poradził sobie z kryzysem lat 2007-2008. Postawił wtedy na czele drużyny trenera rezerw Guardiolę. Pep pozbył się popadającego w kryzys Ronaldinho i odbudował zespół wokół Leo Messiego. Barcelona była na szczycie, gdy Laportę zmieniał pokłócony z nim od jakiegoś czasu Rosell. Już na początku rządów Laporta stoczył walkę z ultrasami klubu, wyrzucił ich z Camp Nou, za co grozili mu śmiercią. "Król Słońce" czasów ciemności Rosell podał się do dymisji po skandalu związanym z transferem Neymara. Zastąpił go Bartomeu, pod rządami którego Barcelona w 2015 roku zdobyła drugi raz w historii potrójną koronę. Wtedy Laporta stanął do wyborów przeciw Bartomeu, ale przegrał. Na zwycięstwo czekał kolejne sześć lat. W tym czasie Bartomeu zrujnował finanse klubu. Drużyna zaliczyła upadek sportowy. Tego lata z Camp Nou chciał uciekać Leo Messi. Laporta chwalił się swoją przyjaźnią z Argentyńczykiem, w mediach społecznościowych pojawiły się zdjęcia ich obu grillujących na jachcie. Kandydat na prezesa zapewniał, że potrafi przekonać 34-letniego piłkarza do pozostania w klubie, choć podstawowym problemem są pieniądze. W ostatnich czterech sezonach Messi zarobił w Barcelonie 555 mln euro. Dziś klubu z Camp Nou nie stać na płacenie mu tak gigantycznych kwot. Aby zostać w Katalonii, musiałby zgodzić się na obniżkę pensji o 40 procent - tak wyliczają spece od marketingu. Fakty są jednak takie, że Messi po raz pierwszy w życiu głosował w wyborach na prezesa klubu. Czy oddał głos na Laportę? Wszystko na to wskazuje. Laporta ogłasza, że "najlepszy piłkarz świata kocha swój klub". To są jednak hasła, ale jak będzie wyglądała praktyka? Czy w imię tej miłości Argentyńczyk odrzuci wyższe zarobki zaproponowane mu przez PSG lub Manchester City? Laporta gra na emocjach kibiców Barcelony i jak widać wygrywa. "Zachowuje się jak "Król Słońce" w czasach, gdy klub pogrążony jest w najgłębszej ciemności" - napisał hiszpański dziennik "El Pais". Przed wyborami odwołał się do najlepszej drużyny Barcelony w jej historii, tej z 2009 roku. Głosujący kibice kojarzą ją z nim. Gratulacje po wyborach dostał od Messiego i Pepa Guardioli, trenera Manchesteru City. Gdy w 2012 roku Guardiola opuszczał Camp Nou plotkowano, że nie zrobiłby tego, gdyby Laporta wciąż był prezesem. Tyle emocje. A fakty? Trenerem zespołu pozostanie Ronald Koeman. W środę Barcelona wyjeżdża do Paryża, gdzie prawdopodobnie pożegna się z Ligę Mistrzów (pierwszy mecz 1/8 finału z PSG przegrała u siebie 1-4). Póki co nie wiadomo nawet kto zapłaci 124,5 mln euro władzom La Liga, aby potwierdzić nominację Laporty na nowego prezesa Barcelony. Tak, czy inaczej na Camp Nou wraca entuzjazm. Dariusz Wołowski