Robert Lewandowski wydaje się być szalenie szczęśliwy, a radość rysuje się na jego twarzy i wybrzmiewa w każdym wypowiedzianym słowie. Po wielu tygodniach niesnasek w Niemczech, które zachwiały legendą Polaka w Niemczech, stało się jasne, że jeśli transfer do Barcelony nie zostanie sfinalizowany, "Lewy" będzie jednym z najnieszczęśliwszych piłkarzy. Tomaszewski: Gdyby Robert przeszedł z Lecha Poznań do Barcelony to... Zapewne, znając profesjonalizm Lewandowskiego, nie pozwoliłby sobie dla własnej reputacji na grę na pół gwizdka przez cały sezon, ale po tym, co się wydarzyło, aż trudno sobie wyobrazić ostatni sezon w barwach Bayernu. Ta historia w końcu znalazła rozwiązanie. Na razie aktywności medialne serwowane "Lewemu" przez Barcelonę pozostawiają wiele do życzenia, ale oczekuje się, że rehabilitacją z nawiązką będzie oficjalna prezentacja Polaka. Ta odbędzie się 5 sierpnia na Camp Nou. CZYTAJ TAKŻE: Internauci kpią z prezentacji Lewandowskiego FC Barcelona to jedna z najbardziej rozpoznawanych marek świata, czego efekt już można zaobserwować na kontach Lewandowskiego w mediach społecznościowych. Piłkarz korzysta z tego dobrodziejstwa, tylko w ciągu pięciu dni powiększając "armię" swoich fanów na Instagramie o bagatela milion osób, które zaczęły go obserwować. A że nazwisko "Lewego" to też już marka, również Polak bezpośrednio lub pośrednio skorzysta wizerunkowo i finansowo na tej synergii. Pod względem sportowym to jednak Bayern mógł być w ostatnich latach wzorem dla Barcelony. Wzorem i katem, bo wyniku sprzed dwóch lat w ćwierćfinale Ligi Mistrzów, gdy mistrzowie Niemiec rozbili Barcę 8-2, kibice jeszcze długo nie zapomną. Poza tym, pod względem finansowym, Barcelona jeszcze niedawno była kolosem na glinianych nogach, a dzisiaj z tego kolosa niewiele zostało. Klub dokonuje różnych zabiegów, aby poradzić sobie z ogromnym zadłużeniem, a jednocześnie móc budować zespół, zdolny znów zdobywać najważniejsze trofea. I właśnie na ten fakt, w charakterystycznym dla siebie, dosadnym stylu, zwraca uwagę Jan Tomaszewski. - Śmieję się, gdy słyszę, jakie to wielkie wyróżnienie przejść do Barcelony. Gdyby Robert przeszedł z Lecha Poznań do Barcelony to tak, byłby to ogromny skok. Natomiast prawda jest taka, że Robert przechodzi z lepszego klubu do słabszego. Nie tylko pod względem sportowym, ale i finansowym. To klub, który działa na debecie, ale kupuje zawodników na pęczki. Skąd oni mają to pieniądze? Hiszpański fiskus powinien się temu przyjrzeć - powiedział legendarny bramkarz na łamach "Super Expressu". "Lewy" może przerwać grę w kadrze? Pada przykład Messiego Jest jeszcze jedna rzecz, z zupełnie innego bieguna, ale szalenie ważna z punktu widzenia naszej drużyny narodowej. Dziś nikt nie wyobraża sobie reprezentacji Polski bez jej największej gwiazdy, ale właśnie w tym tonie swoje obawy formułuje bohater z Wembley. - Żeby Robert nie postąpił tak, jak Messi. Kiedy przyszedł do PSG i nie za bardzo mu szło, to poprosił trenera reprezentacji, żeby go nie powoływał na mecze eliminacji, bo on chce się zgrać z drużyną. Tego się obawiam. Teraz Barcelona to numer jeden dla Lewandowskiego, bo cały świat się nim interesuje - powiedział Tomaszewski.