Przypomnijmy, że w niedzielnym meczu po raz kolejny w kadrze Barcelony zabrakło Roberta Lewandowskiego. Polski napastnik wciąż jest kontuzjowany i trener Xavi Hernandez musi szukać innych rozwiązań w linii ataku. Zgodnie z oczekiwaniami, postawił on na Ferrana Torresa, który na pozycji numer 9 rotował się z Joao Feliksem. FC Barcelona - Athletic: Kolejny mecz bez Lewandowskiego W pierwszych minutach meczu ofensywni gracze gospodarzy nie mieli jednak zbyt wielu okazji do tego, aby zaprezentować swoje umiejętności. Przyjezdni dobrze bowiem radzili sobie z neutralizowaniem ich ataków pozycyjnych. Groźnie w polu karnym ekipy z Bilbao zrobiło się dopiero w 11. minucie, kiedy Katalończycy zawiązali składny kontratak. Torres urwał się prawym skrzydłem i dograł piłkę wprost na nogę Feliksa. Ten trafił natomiast w poprzeczkę. Ogromy hit, niebywałe fakty z Niemiec. Lewandowski kompletnie zmiażdżony Barcelona wyraźnie poczuła krew i kontynuowała napór. Chwilę później bliski szczęścia był Fermin Lopez, który uderzył po ziemi w kierunku dalszego słupka, a intuicyjną interwencją popisał się Unai Simon. Podopieczni Xaviego zyskiwali kontrolę nad meczem, ale nie mogli zapominać o czujności w defensywie - najdobitniej uzmysłowił im to Inaki Williams, który w 21. minucie huknął zza pola karnego jak z armaty. Do gola zabrakło niewiele. Hiszpanie zapytali Annę Lewandowską o Barcelonę. Zdradziła plany Roberta? Ostatecznie do przerwy utrzymał się jednak wynik 0:0. Hiszpańscy realizatorzy transmisji wyłapali natomiast na trybunach grupę kontuzjowanych piłkarzy Barcelony, którzy przyglądali się grze swoich kolegów. Wśród nich był także Lewandowski. FC Barcelona uratowana przez 17-latka Xavi z utęsknieniem czeka na powrót swoich liderów, ale na razie musi radzić sobie z takim potencjałem ludzkim, jaki jest dostępny. Po niespełna 60 minutach gry - kiedy stadionowy zegar nadal wskazywał rezultat bezbramkowy - szkoleniowiec zdecydował się sięgnąć po rezerwowych. Na boisku pojawili się Ronald Araujo i Lamine Yamal, którzy zastąpili Andreasa Christensena oraz Oriola Romeu. Zwłaszcza ten ostatni nie mógł zaliczyć swojego występu do udanych - popełniał błędy w obronie, przegrywał też pojedynki w środku pola. Walka z czasem, to już ostatnie dni. Tak Lewandowski zbiera siły przed hitem Barcelona męczyła się i waliła głową w mur aż do 80. minuty. Ofensywny impas przełamał wprowadzony na boisko ledwie kilkadziesiąt sekund wcześniej Marc Guiu. 17-latek przyjął dobre podanie prostopadłe od Feliksa, uciekł obrońcom, a później z zimną krwią pokonał Simona. Młody napastnik pokazał, dlaczego hiszpańskie media rozpisują się o nim w ostatnim czasie, nazywając go "klonem Lewandowskiego". Jak się okazało - Guiu przesądził o wyniku. Więcej bramek już nie padło - Barcelona dowiozła skromne prowadzenie 1:0 do ostatniego gwizdka sędziego. Jakub Żelepień, Interia