Kibice Barcelony przybyli na wzgórze Montjuic, by zobaczyć, jak ich zespół zapewnia sobie tytuł wicemistrza Hiszpanii. Warunek realizacji takiego scenariusza był tylko jeden - uzyskać rezultat nie gorszy niż Girona w wyjazdowej potyczce z Valencią. Teoretycznie cel mógł zostać osiągnięty nawet w przypadku porażki. "Duma Katalonii" była naturalnym faworytem spotkania, ale należało zachować pewną dozę ostrożności. Tak nakazywała historia ostatnich konfrontacji obu drużyn. Piłkarze Rayo Vallecano punktowali w pięciu poprzednich meczach z Barceloną (trzy triumfy, dwa remisy). A ich ostatnia porażka datowała się na rok 2019. Przeszedł do historii FC Barcelona. Rekord, który trudno będzie pobić Fenomenalne otwarcie Lewandowskiego. Cios z trzeciej minuty ustawia mecz Gospodarze liczyli jednak na szóste z rzędu zwycięstwo na swoim obiekcie i już w pierwszych fragmentach spotkania zrobili wszystko, by sprowadzić rywala do parteru. Była raptem trzecia minuta gry, gdy miękką wrzutkę od Lamine Yamala otrzymał w polu karnym Robert Lewandowski. Polak w wyskoku przyjął piłkę na klatkę piersiową i huknął z woleja nie do obrony. 1-0! To jeden z bardziej urodziwych goli "Lewego" na hiszpańskich boiskach. W tym momencie miał na koncie 18 trafień, o dwa mniej niż prowadzący w klasyfikacji strzelców Artem Dowbyk z Girony. Przez moment wydawało się, że batalia o Trofeo Pichichi znów staje się fascynująca. Nikt jeszcze nie wiedział, że Alexander Sorloth - dotychczasowy wicelider zestawienia - pokona bramkarza Realu Madryt... czterokrotnie. Po objęciu prowadzenia "Blaugrana" nie cofnęła się głębiej. Ruszyła do kolejnych ataków i czyniła to z ogromną determinacją. Świadczy o tym fakt, że dwa pierwsze żółte kartoniki otrzymali gracze ofensywni - Yamal i Raphinha. Ale do przerwy wynik nie uległ już korekcie. Bliżej kolejnej bramki byli jednak gospodarze. Po kąśliwym zagraniu Sergia Roberto z rzutu wolnego futbolówka trafiła w słupek. Xavi przerywa milczenie. Trener Lewandowskiego zabrał głos ws. swojego zwolnienia Krótko po zmianie stron do siatki ekipy z Madrytu trafił Joao Cancelo. Arbiter bramki jednak nie uznał, dopatrując się pozycji spalonej. Dla gości było to jednak poważne ostrzeżenie. Barcelona nie zamierzała stosować taryfy ulgowej. Niewiele brakowało, by prowadzenie Katalończyków po godzinie gry podwyższył Fermin Lopez. Uderzył potężnie sprzed pola karnego, a piłka zmierzała idealnie pod poprzeczkę. W ostatniej chwili na korner wyekspediował ją jednak Stole Dimitrievski. Po drugiej stronie murawy ofiarną interwencją utracie bramki zapobiegł Andreas Christensen. I właśnie wtedy, gdy wydawało się, że goście śmielej ruszą do ataku, do akcji wkroczył wprowadzony z ławki Pedri. Dwoma golami zdobytymi na przestrzeni niespełna trzech minut "zamknął" mecz. Do końcowego gwizdka pozostawał kwadrans. Lewandowski wkrótce został zdjęty z murawy, a "Barca" kontrolowała już tylko przebieg boiskowych wydarzeń. Tytuł wicemistrza Hiszpanii pozostawał niezagrożony. Nie osłodzi jednak faktu, że sezon kończy się dla obrońcy tytułu porażką na wszystkich frontach rywalizacji.