"Moje ciało jest w stanie tym lepszym, im mniej odpoczywa" - tłumaczy Leo Messi. Sam fakt, że posiadaczowi czterech Złotych Piłek ktoś zadaje trudne pytania, jest znaczący. Ledwie AC Milan obnażył ograniczenia Barcelony, już znalazł naśladowców. Ligowe starcie z Sevillą wyglądało niemal tak samo, jak to w 1/8 finału Ligi Mistrzów na San Siro. Unai Emery ustawił przed bramką potrójne zasieki, licząc, że skoro Barcelona straciła gole w 10 poprzednich meczach, w sobotę też straci. Nie zawiódł się, w 42. min Katalończycy przegrywali 0-1. To, co jeszcze przed chwilą wydawało się niemożliwe: czyli powstrzymanie Messiego, nagle stało się niemal banalne. Tym razem Barca była zaskoczona i bezradna tylko 45 minut. W przerwie nastąpiły zmiany, na boisku pojawił się Cristian Tello, ale co najważniejsze Katalończycy zagrali z klasycznym środkowym napastnikiem, w którego rolę wcielił się David Villa. Właśnie ci dwaj zostali bohaterami, ratując zwycięstwo. To był sławetny plan B, czego tak gorąco dopominali się krytycy i wielbiciele zespołu z Camp Nou. Także w Realu Madryt bohaterem ostatnich dni jest piłkarz, na którym postawiono krzyżyk. Bramka Kaki w La Corunii odmieniła losy starcia z Deportivo. W styczniu Real robił, co mógł, by odesłać Brazylijczyka do Milanu, dziś zdaje się on być kluczową postacią drużyny. Odzyskał świeżość, szybkość, podaje i strzela jak za najlepszych czasów. We wtorek na Camp Nou może wygrać wyścig do podstawowego składu z Angelem Di Marią. Jeden z madryckich dziennikarzy, znany z szowinizmu wykrzykuje na portalu dziennika "As": "Barcelona drży przed Kaką". Brazylijczyk jest w Madrycie czwarty sezon i nigdy nic nie zdziałał w Gran Derbi. Żal było patrzeć, jak laureat Złotej Piłki z 2007 roku, kupiony za 56 mln euro, snuje się po boisku. Nawet dziś trudno wyobrazić sobie, że to właśnie Kaka może stać się tajną bronią Realu na Barcelonę i Manchester United. Madrycki serial potrwa zaledwie siedem dni. W tym czasie rozstrzygną się losy sezonu, a także przyszłości klubu. We wtorek na Camp Nou "Królewscy" podejmą trud awansu do finału Pucharu Króla mając w tyle głowy niezbyt imponujący wynik z pierwszego meczu (1-1). W sobotę na Santiago Bernabeu Barcelona przybędzie z ligową rewizytą, dystans między kolosami w tabeli Primera Division wynosi jednak aż 16 pkt. Wreszcie w następny wtorek Real gra o życie na Old Trafford, gdzie rezultat pierwszego starcia 1-1, stawia Manchester w uprzywilejowanej pozycji. "Będziemy atakowali" - mówi Jordi Roura na temat taktyki Barcy na wtorek. Brzmi to niemal ironicznie, bo przecież nie sposób wyobrazić sobie Katalończyków czekających na to, co zrobi przeciwnik. Pepe jest dobrej myśli, uważa, że jeśli Real zagra solidarnie i zespołowo, powinien znaleźć sposób na wykorzystanie błędów gospodarzy. Ostatnio rywale robią to nagminnie. Przed batalią z Manchesterem Real potrzebuje zastrzyku optymizmu. Kaca wyleczyć chcą oba hiszpańskie kolosy. Barcelona po San Siro, gdzie została sprowadzona z obłoków na ziemię. Real boryka się z kłopotami cały sezon. Jeśli wygrywać na Camp Nou, to kiedy jak nie teraz? Od 2009 roku Barca nie była tak niepewna swoich możliwości. W dołku wydaje się być nawet Messi. Gdyby scenariusz z San Siro powtórzył się we wtorek, byłby to dowód, iż Katalończycy zbliżają się do ściany. Póki co jednych i drugich zżera niepewność. Autor: Dariusz Wołowski Dyskutuj o artykule z Darkiem Wołowskim