Estadio San Mames to wyjątkowo trudny teren bez względu na klasę zespołu, który się tutaj pojawia. Barcelona trafiła jednak w dobry moment na odwiedziny. Athletic Bilbao złapał wyraźnie zadyszkę - seria potyczek bez triumfu urosła właśnie do pięciu. Fani "Blaugrany" nie oczekiwali powtórki z jesiennego starcia na Camp Nou. Gospodarze wygrali wówczas gładko 4-0. Tym razem wystarczyła najskromniejsza wygrana, by ugruntować pozycję na szczycie tabeli La Liga. Nadzieje na realizacje takiego scenariusza w dużej mierze pokładano w Robercie Lewandowskim. Polak uporał się z urazem mięśniowym i zgodnie z zapowiedziami wrócił do gry po dwutygodniowej absencji, od razu meldując się w wyjściowej jedenastce. Sama jego obecność na murawie miała podziałać na rywali paraliżująco. Kibice uderzyli w Lewandowskiego i Barcelonę. Poleciały banknoty I właśnie "Lewy" jako pierwszy stanął przed szansą otwarcia wyniku. Po zagraniu Frenkiego de Jonga w 17. minucie Polak znalazł się w sytuacji sam na sam z bramkarzem gospodarzy, ale za daleko wypuścił sobie piłkę i przegrał ten pojedynek z kretesem. Athletic - Barcelona. VAR w akcji, Raphinha trafia na wagę triumfu Ten incydent nie podziałał na Katalończyków ożywczo. Przeszli do ospale konstruowanych ataków pozycyjnych i niewiele brakowało, by zapłacili za to wysoką cenę. Po upływie 30 minut gry Baskowie mogli skarcić rywala dwukrotnie na przestrzeni ledwie minuty. Najpierw kąśliwy strzał Inakiego Williamsa z trudem wybronił Marc-Andre ter Stegen, a zaraz potem po uderzeniu głową Raula Garcii futbolówka trafiła w poprzeczkę. W pierwszej części spotkania to było jednak wszystko, czym mogli postraszyć piłkarze z Bilbao. Ostatnie słowo przed przerwą należało do gości. Sergio Busquets dostrzegł idealnie wbiegającego w pole karne Raphinhę, a ten płaskim uderzeniem pokonał Julena Agirrezabalę, pakując piłkę w boczną siatkę. Arbiter początkowo nie uznał gola, dopatrując się pozycji spalonej. Analiza VAR wykazała, że nie miał racji. Do szatni "Duma Katalonii" schodziła więc z jednobramkowym prowadzeniem. W 2023 roku brazylijski napastnik brał udział w aż 12 bramkowych akcjach Barcelony. Ma na koncie siedem goli i pięć asyst. Pod tym względem w La Liga wyprzedzają go tylko dwaj gracze "Królewskich" - Vinicius Junior (13) i Karim Benzema (14). Fantastyczne wieści dla kibiców Barcelony! Wielki powrót na El Clasico Po zmianie stron szybko okazało się, że Athletic nie ma pomysłu na rozmontowanie defensywy Barcelony. Akcje zaczepne kończyły się zwykle przed polem karnym. Ter Stegen długo nie znajdował się w poważnych opałach. Po drugiej stronie placu gry aktywny pozostawał Lewandowski. Dochodził do pozycji strzeleckich, ale w decydującym momencie brakowało precyzyjnego wykończenia. Światło bramki minął zarówno strzał Polaka zza "szesnastki", jak i uderzenie głową z jedenastu metrów. Im bliżej końca spotkania, tym ataki gospodarzy stawały się coraz bardziej desperackie. "Petardę" z kilkunastu metrów Ikera Muniaina niemiecki bramkarz zdołał jeszcze zatrzymać. Ale gdy w 87. minucie stanął oko w oko z Inakim Williamsem... okazał się już bezradny. Tyle że - po kolejnej analizie VAR - tej bramki rozjemca nie uznał. Chwilę wcześniej ręką zagrywał Muniain. Wyjazdowy triumf oznacza, że przewaga "Barcy" nad Realem ponownie wynosi dziewięć punktów. Jeśli w następnej kolejce "Los Blancos" zakończą porażką El Clasico rozgrywane na Camp Nou... wyścig o tytuł mistrza Hiszpanii będzie wydawał się rozstrzygnięty.