PAP: Zawodnikiem Sevilli jest pan od lipca ubiegłego roku. Co z perspektywy czasu najbardziej zaskoczyło pana w Hiszpanii? Grzegorz Krychowiak: - Na pewno więcej pracuje się niż w lidze francuskiej. Nie chodzi mi tylko o intensywność meczów, ale o treningi i podejście mentalne do pracy. Mi to jednak bardzo odpowiada, bo wiedziałem, że poprzez codzienną pracę stanę się lepszym piłkarzem. "Polski czołg", "Piłkarz totalny", "Lokomotywa drużyny" - to niektóre tylko określenia charakteryzujące pańską grę. Przywykł pan już do nich? - Oczywiście miło słyszeć wszelkie pochwały. To mobilizuje mnie do jeszcze cięższej pracy. Zdecydowałem się na transfer do Sevilli, aby się rozwijać. Od pierwszego treningu, sparingu, starałem się wywalczyć miejsce w podstawowym składzie. Teraz, kiedy trener na mnie stawia, zależy mi, aby go nie zawieść. Po sfinalizowaniu transferu mówił pan, że przede wszystkim chce poprawić grę do przodu. Czy zauważył pan już postępy w tym elemencie? - Żeby to obiektywnie ocenić, musi minąć trochę czasu. Myślę, że po roku gry w Hiszpanii będzie można porównać moją postawę w tym elemencie. Wydaje mi się, że wszystko idzie w dobrym kierunku, bo cały czas się rozwijam. Jestem zadowolony. Liga hiszpańska wydaje się idealnym miejscem do poprawy gry kreatywnej i ofensywnej. - Dlatego właśnie podjąłem decyzję o przeprowadzce do Hiszpanii. To najlepsza liga, aby pracować nad tymi elementami. Dużo operuje się piłką, a wiele zespołów mądrze przechodzi z defensywy do ataku. Oczywiście nie można tego robić przez cały mecz, bo są momenty, kiedy trzeba wybić piłkę, jak np. przy zdobyciu przez nas pierwszej bramki w meczu z Villarreal (3-1) w pierwszym spotkaniu 1/8 finału Ligi Europejskiej. To jest przykład, że nie można grać przez 90 minut cały czas operując piłką. Sevilla do czwartego w tabeli Atletico Madryt traci cztery punkty, a pięć do trzeciej Valencii. Czy w klubie większa presja jest na zajęcie miejsca w pierwszej czwórce, które pozwoli na grę w Lidze Mistrzów, czy powtórzenie sukcesu z poprzedniego sezonu i ponowny triumf w Lidze Europejskiej? - Oba cele są bardzo ważne. Jednak trener Unai Emery niejednokrotnie podkreślał, że rozgrywki ligowe są dla nas najważniejsze. Powtarza nam, że występy w lidze to podstawa, aby utrzymać formę na odpowiednio wysokim poziomie przez cały sezon. Walczymy o miejsce, które pozwoli nam zagrać w przyszłym sezonie w Lidze Mistrzów. Straty nie są duże i realne do odrobienia. Valencia ma tę przewagę, że może się skupić tylko na Primera Division. Atletico gra w Lidze Mistrzów, a my rywalizujemy w Lidze Europejskiej. Nie możemy jednak szukać wymówek, bo jesteśmy w stanie grać co trzy dni. To nie stanowi dla nas żadnego problemu. Mamy odpowiednich graczy, aby trener rotował składem. Spokojnie możemy rywalizować na dwóch frontach. Finał na Stadionie Narodowym w Warszawie byłby dla pana szczególnym przeżyciem... - Oczywiście, bo już samo powtórzenie sukcesu sprzed roku było niesamowitym osiągnięciem. To byłoby wyjątkowe przeżycie i na pewno będziemy walczyć do końca. Jednak droga do finału jest daleka i musimy się skupiać na najbliższych meczach, a nie wybiegać w przyszłość. Przed rewanżem z Villarreal mamy sporą zaliczkę, ale spodziewamy się bardzo ciężkiego meczu. Po wyjazdowym zwycięstwie 3-1 wydaje się, że nasza sytuacja jest komfortowa. Villarreal strzela jednak wiele bramek i moi koledzy muszą być bardzo ostrożni. Mnie w rewanżu zabraknie ze względu na żółte kartki, ale będę trzymał za nich kciuki. Rozmawiał: Marcin Cholewiński