Real Madryt chciał w czwartek wypracować sobie na Estadio Santiago Bernabeu zaliczkę przed rewanżem, który zostanie rozegrany 5 kwietnia na Camp Nou i przesądzi o tym, kto zagra w finale Pucharu Króla. Okazja była do tego przednia, bowiem FC Barcelona przybyła do stolicy Hiszpanii poważnie osłabiona. W składzie wystawionym przez Xaviego Hernandeza nie mogli się znaleźć: Ousmane Dembele, Pedri oraz Robert Lewandowski, który zmaga się z urazem uda. Mecz rzeczywiście mógł rozpocząć się po myśli "Królewskich" - już w 12. minucie piłkę do siatki posłał francuski napastnik Karim Benzema, lecz został wcześniej złapany na wyraźnym spalonym. Sędzia natychmiast podniósł więc rękę i nakazał wznowienie gry przyjezdnym z własnego pola karnego. Zobacz także: Koszmarna wiadomość dla Barcelony. To zaboli Roberta Lewandowskiego i spółkę. Joan Laporta był wściekły Real Madryt - FC Barcelona. Kuriozalny gol przesądził o wyniku "El Clasico" Początkowo z powodu rzekomego ofsajdu nieuznana została także bramka Barcelony. Do akcji wkroczył jednak system VAR i wykazał, że wszystko odbyło się w zgodzie z przepisami. Akcja bramkowa była jednak ze wszech miar kuriozalna. Doszło do niej w 26. minucie, gdy Ferran Torres napędził akcję "Dumy Katalonii" i zagrał piłkę w lewą stronę. Tam przyjął ją wbiegający w pole karne Franck Kessie, który zdecydował się na strzał. Jego uderzenie obronił Thibaut Courtois. W odbitą piłkę wpadł jednak Eder Militao, posyłając ją do własnej bramki. Na torze lotu futbolówki znajdował się jeszcze Nacho Fernandez, który najprawdopodobniej zdołał ją nawet trącić, lecz nie uratował w bohaterski sposób swojej drużyny przed utratą bramki. Później FC Barcelona skutecznie broniła się przed atakami podrażnionego Realu Madryt, dzięki czemu ostatecznie zwyciężyła 1:0 i przed rewanżem na własnym terenie ma ogromną szansę na awans do finału Copa del Rey.