Słowa 30-letniego stopera są związane z niedzielnym referendum niepodległościowym w Katalonii, które jest nieuznawane przez Madryt, a hiszpańskie władze nie chciały dopuścić do głosowania. FC Barcelona dołączyła do protestów przeciwko rządowi. Klub podjął decyzję, aby rozegrać mecz z Las Palmas za zamkniętymi drzwiami, po tym, jak wniosek o jego przełożenie, został odrzucony przez LFP (Liga de Fútbol Profesional). Granie na pustym stadionie było sposobem na pokazanie niezadowolenia z incydentów, do jakich doszło w Katalonii. Ponad 460 osób zostało rannych w niedzielę w północno-wschodniej części tego regionu, kiedy władze w Madrycie próbowały zatrzymać referendum niepodległościowe, które rząd uznaje za niekonstytucyjne. Barcelona oficjalnie poparła to referendum. "Moje przesłanie jest takie, że jeśli głosujesz, możesz głosować na tak, na nie albo zostawić pustą kartkę. Możesz jednak głosować. W tym kraju żyliśmy długo pod reżimem generała Franco i ludzie nie mogli głosować. A to jest prawo, którego musimy bronić bez względu na konsekwencje. Jestem i czuję się Katalończykiem. Dzisiaj jeszcze bardziej niż zwykle. Jestem ogromie dumny z ludu Katalonii, ponieważ przez ostatnie siedem lat zachowywał się wzorowo" - mówił Pique. "To nie był pojedynczy akt agresji, a hiszpańska policja zrobiła to, co zrobiła. Myślę, że mogę nadal grać dla reprezentacji, ponieważ w Hiszpanii jest wielu ludzi, którzy nie zgadzają się z tym, co się stało w niedzielę w Katalonii. Ludzi, którzy prawdziwie wierzą w demokrację. W przeciwnym wypadku nie chciałbym dołączyć do zespołu. Mogę też powiedzieć, że, jeśli selekcjoner albo inni ludzie z hiszpańskiej federacji piłkarskiej uważają, że jestem problemem lub kłopotem, nie mam problemu z tym, by odejść z kadry przed 2018 rokiem - dodał." Pawo