Hiszpan trenerem Dumy Katalonii został nieoczekiwanie w styczniu 2020 roku. Na stanowisku wytrwał zaledwie siedem miesięcy. Został z niej zwolniony po kompromitacji 2-8 z Bayernem Monachium na Camp Nou w Lidze Mistrzów. Kontrakt miał podpisany do czerwca 2022 roku i do tej pory Barcelona powinna mu płacić, bo nie objął żadnego klubu. Falstart w debiucie Dopiero w środę został szkoleniowcem Villarreal, rywala Lecha Poznań w grupie C Ligi Konferencji Europy. I zaliczył falstart, bo tylko zremisował w tych rozgrywkach z Hapoelem Beer Szewa. Nie będzie to miało konsekwencji dla jego zespołu, bo Hiszpanie już wcześniej zapewnili sobie awans. Może to się odbić na Lechu. Gdyby Villarreal wygrało, mistrz Polski byłby już niemal pewny gry w fazie pucharowej. A tak w ostaniej kolejce musi co najmniej zremisować lub najlepiej wygrywać, by ten cel osiągnąć. "Prędzej czy później zapłacą" Po meczu Setien był pytany nie tylko o spotkanie z Hapoelem, ale bardziej o Barcelonę. Szybko wypalił, że kataloński klub wciąż mu zalega z rekompensatą za wcześniejsze zwolnienie. - Pewnie wpływ na to mają obecne problemy ekonomiczne. Prędzej czy później zapłacą - uważa trener. - Powiedziałem im, że mają czas. Wolą pozyskać takiego dzieciaka jak Pablo Torres z Santander [tam urodził się Setien - przyp. red.], który da im wiele radości i wzmocni zespół. I nie mam z tym problemu - zapewnia. Setien był też pytany o relacje z Leo Messim. Przyznał, że nie zawsze były łatwe. - Jednak przez 14 lat patrzyłem z boku jak gra aż wreszcie mogłem usiąść na ławce rezerwowych i go prowadzić - podkreśla. - Były sprawy, które mi się podobały i takie, który nie. W Barcelonie grali piłkarze, którzy od 15 lat wciąż coś wygrywali i mieli swoje zwyczaje. Tego nie mogłem zmieniać.