W kadrze piłkarze za grubo ponad miliard euro, a zespół w sześciu pierwszych meczach sezonu odniósł tylko dwa zwycięstwa. Tragiczny jest zwłaszcza bilans meczów wyjazdowych - tylko jeden uciułany punkt w trzech spotkaniach Primera Division i bardzo szczęśliwy remis z Borussią w Dortmundzie w Lidze Mistrzów. Sobotniej porażki z Granadą 0-2 nie można już nazwać wpadką. To kryzys. Nawet trener Ernesto Valverde przyznał, że ma poważny powód do zmartwień. Są powody mizernego otwarcia sezonu Marne otwarcie sezonu nie jest przypadkiem. Barcelona miała problemy w okresie przygotowawczym. Wielu piłkarzy opuściło dużą jego część przez Copa America. Trenerowi na pewno nie pomógł cykl meczów komercyjnych, gdy zespół musiał latać pomiędzy trzema kontynentami. Może właśnie tym trzeba tłumaczyć kontuzje kluczowych zawodników: Lionela Messiego, Luisa Suarez, Ousmane Dembele, a ostatnio Jordiego Alby. Szefowie wydali latem 255 mln euro na transfery, ale pozyskane gwiazdy nie pomagają drużynie. Antoine Griezmann nie potrafi zaadaptować się w nowym otoczeniu i ostatnio było o nim głośno nie z powodu kapitalnych zagrań, a mistrzowskich umiejętności negocjacyjnych, dzięki którym dostał fortunę (14 mln euro) za samo podpisanie kontraktu. Zagubiony jest też Frenkie de Jong. W niczym nie przypomina gwiazdy Ajaksu Amsterdam, z którym przed kilkoma miesiącami wszedł do półfinału Ligi Mistrzów. Nie da się ukryć, że powietrze w szatni zatruła saga z Neymarem w roli głównej, bo po tym, jak wymieniano kolejne nazwiska w kontekście wymiany za Brazylijczyka, część piłkarzy miała prawo poczuć się niechcianymi na Camp Nou. Valverde zapłaci posadą? Po najgorszym otwarciu sezonu Primera Division od ćwierć wieku coraz głośniej słychać pytania o to, czy Ernesto Valverde jest odpowiednim trenerem dla Barcelony. Wyniki, a co gorsza przede wszystkim styl gry, zdają się potwierdzać, że Valverde był do zwolnienia już w maju. Nawet sam Messi przyznał między wierszami, że był zaskoczony wyrozumiałością szefów. Wydawało się, że po historycznej klęsce 0-4 z Liverpoolem w półfinale Ligi Mistrzów, los trenera jest przesądzony. Na dodatek "Duma Katalonii" przed wakacjami przegrała jeszcze finał Pucharu Króla z Valencią. Valverde miał jednak za sobą szefa Barcelony Josepa Marię Bartomeu i uratował posadę. Dzisiaj znów wracają zarzuty, że trener preferuje zbyt asekuracyjny styl gry, że nie podejmuje ryzyka, że daleko odszedł od spuścizny Johana Cruyffa. Pewnie, Barcelona bez zdrowego Messiego w wielkiej formie to inny zespół, ale gdy musisz szukać drogi wyjścia z kryzysu, nie możesz wychodzić z założenia, że Messi odzyska boską formę i wszystko będzie OK. Barcelona nie potrafi grać na wyjazdach i zaskakująco często traci bramki - aż dziewięć w pięciu spotkaniach. To niewiarygodne, ale więcej w lidze nie stracił nikt! Klęska z Liverpoolem była najlepszym dowodem na to, że Barcelona bardziej niż Neymara potrzebuje takiego lidera, jakim niegdyś był Carles Puyol. Barca nie ma takiego obrońcy, ale za seryjnie tracone bramki nie można winić tylko defensorów. Palący problem zarówno jeśli chodzi o defensywę, jak i ofensywę, tkwi w linii pomocy. Valverde wymienia pomocników, próbuje różnych kombinacji personalnych, ale efektów nie ma. Czy obecny trener jest w stanie zaproponować zwycięską taktykę? Po porażce z Granadą część kibiców za pomocą mediów społecznościowych podniosła lament i zażądała zmiany trenera, ale wydaje się, że Valverde wciąż może cieszyć się poparciem szefów. Sytuacja może jednak bardzo szybko się zmienić, bo zegar tyka, a mecz goni mecz. W ciągu niespełna dwóch tygodni Barcelonę czekają cztery spotkania. Pierwszy już we wtorek z Villarrealem, który wydarł już punkty Realowi Madryt. Zobacz wyniki, terminarz i tabelę Primera Division Mirosz