Pięć ostatnich spotkań Realu Valladolid w La Liga to pięć porażek i aż 14 straconych bramek. Zespół trenera Paulo Pezzolano niby walczy o uniknięcie degradacji, ale jakby zaczął tracić na to nadzieję. Bo jakie tu można mieć nadzieje, gdy po tak fatalnej serii, na Estadio José Zorila przyjeżdża wielka Barcelona, z najlepszą defensywą od wielu lat? Tyle że z tą defensywą, już po zapewnieniu sobie tytułu, stało się coś złego. Dwie bramki stracone w końcówce derbów z Espanyolem, kolejne dwie na Camp Nou w meczu z Realem Sociedad, a teraz jeszcze podtrzymanie tej serii w Valladolid. Dwadzieścia minut, które wstrząsnęły Barceloną. Mistrz na łopatkach Gospodarze zaczęli bowiem to spotkanie w szokujący dla wszystkich sposób. W 85. sekundzie Darwin Machis dośrodkował z lewej flanki przed bramkę, tam nieporadnością wykazał się Andreas Christensen, który główkował niemal w środek swojej bramki. Prawie trafił w Marca-Andre ter Stegena, ale niemiecki bramkarz nie spodziewał się takiego "strzału". Trybuny świętowały, zespół ze strefy spadkowej prowadził z mistrzem. Złapanie jakiegokolwiek rytmu zajęło "Blaugranie" kilka minut. Oczywiście zaczęła dominować na boisku, gospodarze bronili się całym zespołem, ale nie pozwalali rywalom na oddawanie strzałów. Bronili się mądrze, ale sami byli też bardzo groźni po przejęciu piłki. Zwłaszcza Cyle Larin, świetnie utrzymujący się przy piłce. Szansę na podwyższenie wyniku miał Machis, wtedy jeszcze dobrą interwencją wykazał się ter Stegen. Niemiec popełnił jednak zaskakujący błąd w 20. minucie - wybiegł do bocznej linii pola karnego, chciał ubiec Larina. Nie zrobił tego, Kanadyjczyk był szybszy, świetnie odegrał jeszcze do Gonzalo Platy. A ten został zahaczony przez Erica Garcię. Karny, 2:0 za sprawą Larina i wielka fiesta na trybunach stadionu w Valladolid. "Lewy" wyłączony, Barcelona bezradna. Świetna postawa jej byłego bramkarza Po Barcelonie widać było, że nie gra już z taką pasją jak w czasach, gdy walczyła o uzyskanie przewagi nad Realem Madryt w walce o tytuł. Niewiele do powiedzenia miał Robert Lewandowski, który do dawnej siedziby królewskiego dworu przyjechał po to, by powiększyć przewagę w rywalizacji o koronę króla strzelców. W 9. minucie został zablokowany, w 31. minucie posłał futbolówkę tuż obok słupka i poza spalonymi - to właściwie jego jedyny dorobek. Kapitan reprezentacji Polski często pokazywał kolegom, by grali mu w inne miejsce niż to robili, ale bez efektów. Właściwie tylko Raphinha był w stanie zagrozić bramce Valladolid. Natknął się jednak na dobrze usposobionego Jordiego Masipa, który przecież kiedyś w klubie z Camp Nou był dalekim rezerwowym. 34-latek obronił trzy strzały Brazylijczyka, ale chyba najbliżej kontaktowego trafienia był po rzucie rożnym Christensen. Główkował blisko Masipa, ten instynktownie podniósł rękę i odbił piłkę. Trzy, a mogło być cztery. I wtedy dał o sobie znać Robert Lewandowski Można się było zastanawiać, czy Valladolid będzie w stanie grać tak intensywnie także i w drugiej połowie. Bo jego postawa mogła imponować - to była mądra walka o każdą piłkę, świetne ustawianie się, odcinanie od podań Lewandowskiego. Barça nie miała pomysłu, jak tę defensywę sforsować. Mało tego, spokojnie mogła po kwadransie przegrywać już 0:3. Najpierw szansę zmarnował Alvaro Aguado, któremu piłkę na 16. metr wystawił Larin, a później dośrodkowujący ze skrzydła Plata trafił w słupek, choć Larin robił wszystko, by wbić futbolówkę do siatki. Mijały minuty, bezradność nowego mistrza Hiszpanii wciąż była taka sama. A w 73. minucie Larin cudownie wyłożył piłkę do Platy, ten posłał futbolówkę przy bliższym słupku, obok nogi Iñakiego Peñi, który w przerwie zastąpił ter Stegena. Sędzia odgwizdał co prawda pozycję spaloną, ale po analizie VAR okazało się, że bliżej bramki od Larina był w momencie podania Eric Garcia. Tego meczu Real nie mógł już przegrać. Mógł za to wygrać jeszcze wyżej, choć wydaje się to czymś z gatunku sience fiction. Lucas Rosa trafił w sytuacji sam na sam w słupek, a Plata, główkując z bliska, nie trafił w bramkę, choć Peña wcześniej minął się z piłką. Barcelonę stać było na honorowego gola - w 84. minucie strzelił go Lewandowski, który po zagraniu Frenkiego de Jonga minął Masipa i trafił do pustej bramki. Goście jeszcze atakowali, ale wyniku już nie zmienili. I przyczynili się do tego, że bliższy spadku jest ich lokalny rywal, czyli Espanyol.