FC Barcelona w ostatnich tygodniach zmagała się z prawdziwą plagą kontuzji - i to wśród swoich najistotniejszych graczy, na czele z Robertem Lewandowskim, który doznał urazu kostki w spotkaniu Ligi Mistrzów przeciwko FC Porto na początku października. Jednak polscy, i nie tylko, fani przed meczem z Realem Madryt mogli odetchnąć, bo "Lewy" znalazł się w kadrze na to spotkanie, choć zaczął je na ławce rezerwowych. Od początku za to na murawie oglądaliśmy spisującego się fenomenalnie Jude'a Bellinghama, który od kiedy tylko trafił do "Królewskich", z miejsca stał się gwiazdą całej LaLiga. I, jak uważa Jerzy Dudek, to właśnie młody Anglik zdetronizuje Polaka. Real zupełnie zaskoczony, piorunujący początek FC Barcelona Na trybunach Stadionu Olimpijskiego jak zwykle można było dojrzeć wiele gwiazd. Kamery często pokazywały chociażby Micka Jaggera i Ronniego Wooda z zespołu "Rolling Stones". I chyba obrońcy Realu nieco zapatrzyli się na leciwe gwiazdy rocka, bo trudno inaczej wyjaśni to, co stało się w 6. minucie, kiedy po fatalnych błędach defensywy gości Ilkay Guendogan dość szczęśliwie wpadł z piłką w pole karne i plasowanym strzałem pokonał Kepę Arrizabalagę. Nerwowość w obronie Realu była zresztą widoczna także w 17. minucie. Toni Kroos w głupi sposób stracił piłkę na rzecz Gaviego, ten zagrał do Fermina, a młody gracz "Dumy Katalonii" trafił w słupek i mógł tylko złapać się a głowę, bo był bardzo blisko podwyższenia prowadzenia dla gospodarzy. To, co działo się na murawie, przypominało bardziej sytuację ze słynnego utworu AC/DC "Thunderstruck" niż z twórczości Stonesów. Dopiero w 38. minucie Real po raz pierwszy na dobrą sprawę zagroził bramce "Dumy Katalonii". Świetne, cięte podanie w pole karne Kroosa przyjął Dani Carvajal, ale zdecydował się na uderzenie z ostrego kąta i trafił w boczną siatkę. "Królewscy" jednak, po początkowej przewadze gospodarzy, zdołali jednak nieco wyrównać przebieg spotkanie i choć do szatni to piłkarze Xaviego schodzili z jednobramkowym prowadzeniem, to po piorunującym początku, dalsza część pierwszej połowy nie była już tak jednostronna. Powrót Lewandowskiego, gromkie brawa dla Polaka Po zmianie stron lepiej zaczęli goście, którzy tuż po przerwie mogli wyrównać, jednak w dobrej sytuacji Rodrygo uderzył wysoko nad bramką. Jednak w 51. minucie mogło i powinno być 2:0, jednak najpierw uderzenie Inigo Martineza głową trafiło w słupek, a dobitkę Ronalda Araujo wybronił Kepa, ratując Real przed utratą bramki. To tylko nakręciło katalońskich fanów, którzy głośno domagali się kolejnego gola. W 61. minucie na boisku, powitany gromkimi brawami, pojawił się Robert Lewandowski. Polak jednak po kilku minutach musiał wraz z kolegami rozpocząć ponowną próbę objęcia prowadzenia, bowiem w 68. minucie kapitalnym strzałem z dystansu popisał się Bellingham, który nie dał szans bramkarzowi FC Barcelona i zdobył swojego dziewiątego gola w tym sezonie LaLiga. W ostatnich minutach spotkania bardzo dobrą okazję na trafienie dla Realu miał wprowadzony z ławki rezerwowych Joselu, ale bezbłędnie zachował się Araujo. Jednak już w doliczonym czasie gry, po dośrodkowaniu Carvajala i zbiciu piłki przez Lukę Modricia ta trafiła do Bellinghama, a młody Anglii z bliska wpakował ją do siatki, kompletnie zaskakując obronę FC Barcelona. Gospodarzy nie było już stać na odpowiedź i Real odniósł prestiżowy triumf w El Clasico. Powrót Roberta Lewandowskiego, długo wyczekiwany przez fanów, został przyćmiony przez fantastycznego Bellinghama, który dał na Stadionie Olimpijskim koncert godny Jaggera i jego kolegów! Koniec pięknej serii. Sensacyjny lider zatrzymany