Tam gdzie kontrowersje, tam Gerard Pique. Katalończyk nigdy nie bał się mocnych i szczerych słów, czemu wyraz dał także w ostatnich dniach, krytykując włodarzy klubu za niewłaściwe rozplanowanie letnich przygotowań do rozgrywek. - Przedsezonowe mecze nie działały na naszą korzyść. Było wiele podróży, a mało treningów. Wielu z nas to odczuwa i nie jesteśmy jeszcze w najwyższej formie. Trzeba jednak walczyć, bo musimy wygrywać - mówił rozgoryczony Pique po zwycięskim starciu z Villarrealem. Wielu potraktowało tę wypowiedź, jako atak wymierzony w zarząd Barcelony. Zrobili to chyba sami zainteresowani. Poskutkowało to opublikowaniem kilku artykułów krytykujących postawę drużyny i samego Pique w mediach zaprzyjaźnionych z "Dumą Katalonii". Tak przynajmniej uważa jej stoper. Redakcja "Mundo Deportivo" wypuściła w świat tekst opisujący prominentne życie piłkarzy Barcelony, którzy zagwarantowali sobie mnóstwo swobód i przywilejów. Decydują oni o obsadzie stanowiska trenerskiego, mają wpływ na działania klubu na rynku transferowym, a także nie są skłonni do poddania się pod system kar. Dziennikarz Lluis Canut posunął się o krok dalej i obwinił Pique za niepowodzenie w negocjacjach Barcelony z Matthijsem de Ligtem. Defensor zamiast do Barcelony trafił do Juventusu, choć początkowo miał być zdecydowany na przenosiny do stolicy Katalonii - De Ligt porzucił sen o grze w barwach "Blaugrany", by trafić do Juventusu. Do zmiany jego opinii doszło po wakacjach, które spędził w tym samym luksusowym hotelu na Bahamach, co Pique. Co za przypadek! - czytamy na łamach "Mundo Deportivo". Były reprezentant Hiszpanii nie zamierzał gryźć się w język i odniósł się do artykułów komentujących sytuację w jego drużynie. - Wiemy jak działa Barcelona, wiemy, które dzienniki nam sprzyjają. Znamy treść publikowanych artykułów i zwykle jesteśmy w stanie poznać ich autora, mimo iż nie są podpisane. My nie szukamy zwady. Chcemy tylko grać i wygrywać. Musimy jednak być zjednoczeni jako klub, i mówię tutaj o piłkarzach, kibicach oraz o zarządzie. Jeśli nie będziemy trzymać się razem, sami się skrzywdzimy - powiedział Pique po wygranej nad Getafe, zdając się wyrażać zdanie całej szatni Barcelony. Hiszpańskie media informują, że w ramach dążenia do zjednoczenia, z doświadczonym stoperem ma się spotkać sam prezes klubu - Josep Maria Bartomeu. Obaj panowie mają porozmawiać o palących problemach i słowach 32-latka, by wspólnie odnaleźć właściwe rozwiązanie w tej trudnej sytuacji. Wstawiający się za resztą drużyny Pique nie jest jednak jedyną osobą, która ma zapewne pewne zastrzeżenia co do pracy włodarzy mistrza Hiszpanii. Na pierwszy plan wysuwa się tu sam Leo Messi. Argentyńczyk pozytywnie zapatrywał się na ponowną współpracę z Neymarem i miał mocno naciskać na sprowadzenie Brazylijczyka na Camp Nou. Jak zakończyły się negocjacje - wszyscy wiemy. Messi był tym faktem mocno rozgoryczony, czemu wyraz dał w wywiadzie z dziennikiem "Sport". - Szczerze mówiąc, nie wiem, czy Barcelona zrobiła wszystko, co możliwe, by sprowadzić Neymara. Nie wiem, czy klub rzeczywiście go chciał, czy nie. Wiem jedynie, że on bardzo chciał do nas dołączyć - mówił Argentyńczyk. Messi stwierdził także, że mimo iż po sezonie może opuścić zespół za darmo, ma zamiar pozostać w Barcelonie. Chce jednak widzieć, że projekt sportowy pozwoli mu myśleć o tytułach. Był to pewien "pstryczek" wymierzony w zarząd klubu - 32-latek zasugerował bowiem, że z obecną kadrą jest coś nie tak. Transfer Neymara był związany także z innymi piłkarzami mistrza w Hiszpanii. Barcelona oferowała bowiem w zamian za Brazylijczyka nie tylko gotówkę, ale też kilku swoich piłkarzy. Wśród nich znaleźli się między innymi Ivan Rakitić i Ousmane Dembele, którzy nie byli zadowoleni z faktu, że klub używa ich jako karty przetargowej w negocjacjach. Rozgoryczony może być zwłaszcza Chorwat - w poprzednich sezonach pod wodzą Ernesta Valverde rozegrał najwięcej minut w całej drużynie. W obecnym sezonie wystąpił w czterech z siedmiu spotkań ligowych, lecz tylko raz znalazł się w podstawowej jedenastce. Barcelona musie więc sobie radzić z kryzysem nie tylko na boisku, ale i w swoich biurach. Forma sportowa "Dumy Katalonii" zdaje się stabilizować, choć wygrane z Villarrealem i Getafe nie są jeszcze gwarantem świetnej dyspozycji. Dużo więcej w tym temacie powiedzą nam występy "Blaugrany" w starciach z Interem (w środę) i Sevillą (w niedzielę). Dwa prestiżowe zwycięstwa mogłyby pomóc w poprawie nastrojów i ułatwić nieco rozmowy zarządu z piłkarzami, bo tylko jedność może zagwarantować Barcelonie spełnienie wygórowanych wymagań katalońskich fanów. TB