Ten mecz miał być dla Roberta Lewandowskiego i spółki ukoronowaniem wysiłków z całego sezonu w La Liga. Piłkarze FC Barcelony mieli świadomość, że zwycięstwo w niedzielnym spotkaniu oznaczałoby dla nich przypieczętowanie walki o mistrzostwo Hiszpanii. Jednak przeciwnikiem Blaugrany w tym spotkaniu był lokalny, "odwieczny" rywal - Espanyol. W dodatku ekipa gospodarzy cały czas miała ważną motywację w postaci walki o utrzymanie w La Liga. Od początku było więc jasne, że dla ekipy Xaviego Hernandeza może to być wymagające starcie. Jeśli jednak kibice FC Barcelony mieli wątpliwości, czy ich drużyna tego wieczoru będzie w stanie trafić do siatki, to już w 11. minucie ich wątpliwości rozwiał nie kto inny, jak Robert Lewandowski. Polak dostał na 5. metr piłkę od Alejandro Balde i nie miał żadnego problemu z tym, by zamknąć tę akcję. To właśnie Balde wykonał w tej sytuacji największą pracę. A "Lewy" mógł cieszyć się tym samym ze swojego 20. trafienia w La Liga. Nie minęło dziesięć minut, a do siatki trafił sam 19-letni Balde. Espanyol był już w potężnych tarapatach. Akcja na 2-0 była bardzo podobna do tej, którą wcześniej wykorzystał Lewandowski. Tym razem miękką piłkę na 5. metr koledze posłał Pedri, a Balde pewnie skierował ją do siatki. Zobacz także: Gol Lewandowskiego. Trafił nim do elitarnej historii [WIDEO] Chwilę później Lewandowski był blisko zdobycia swojego drugiego gola. Jednak ostatecznie po jego strzale z lewej strony i interwencji golkipera, piłka minęła słupek. Kolejne uderzenie Polaka zostało z kolei zablokowane. Espanyol - FC Barcelona. Dublet Roberta Lewandowskiego przed przerwą "Lewy" jednak czyhał konsekwentnie i doczekał się kolejnego podania otwierającego drogę do bramki. W 40. minucie zagranie wzdłuż bramki do Polaka posłał Raphinha, a Lewandowski musiał tylko dostawić nogę. Było już 3-0, derbowy rywal Blaugrany był "na łopatkach". Sam "Lewy" najwyraźniej uznał, że na okrągłych dwudziestu golach poprzestać nie zamierza i od razu jeszcze podkręcił tę strzelecką statystykę. Po zmianie stron w niezłej sytuacji pod bramką Blaugrany znalazł się Joselu, ale nie poradził sobie z oddaniem skutecznego strzału. Jeśli jednak gospodarze myśleli jeszcze o przejęciu inicjatywy, to szybko im to wybił z głowy Jules Kounde. Francuz dostał fantastyczną długą piłkę od Frenkiego de Jonga i wykorzystał ją uderzeniem głową tuż przy słupku. W odpowiedzi po kontrze próbował uderzać w 70. minucie Puado, ale wybronił tę sytuację Marc-Andre Ter Stegen. Chwilę później ten sam zawodnik trafił ostatecznie do siatki, lobując bramkarza Barcelony. W pierwszym odruchu sędzia uznał, że był spalony, ale po interwencji VAR bramkę uznano. Kibice Espanyolu mogli cieszyć się z honorowego trafienia. A w doliczonym czasie gry - jeszcze z drugiej bramki dla swojej ekipy, zdobytej w ostatnich sekundach przez Joselu. To był dla FC Barcelony sezon rewolucji kadrowej, pod wieloma względami bardzo trudny. W Europie drużyna Xaviego zawodziła, ale powetowała sobie to w La Liga. Na stosunkowo wczesnym etapie rozgrywek Barca odskoczyła w tabeli Realowi Madryt i pewnym krokiem w ostatnim czasie zmierzała do tego momentu - przypieczętowania zdobycia tytułu, 27. w historii klubu. A polski napastnik Blaugrany, czyli Robert Lewandowski, miał w tym arcyważny udział. Espanyol - FC Barcelona 2-4 (3-0) 0-1 Lewandowski 11. 0-2 Balde 20. 0-3 Lewandowski 40. 0-4 Kounde 53. 1-4 Puado 73. 2-4 Joselu 90+2. Czytaj także: Ależ szpile w Barcelonę od byłego trenera. "Nie sądzę, by Messi wrócił"