Ostatni tydzień w świecie sportu upłynął pod znakiem zamieszania transferowego z Lionelem Messim w roli głównej. Argentyńczyk od dłuższego czasu jest w konflikcie z zarządem klubu, a czarę goryczy przelała kompromitująca porażka w Lidze Mistrzów. Legendarny piłkarz chce odejść z Barcy po 16 latach kariery i za darmo rozwiązać umowę z klubem, wykorzystując kontrowersyjną klauzulę w swoim kontrakcie. Przedstawiciele Blaugrany są jednak innego zdania. Szefowie Barcelony z Josepem Bartomeu na czele twierdzą, że klauzula pozwalająca Messiemu rozwiązać kontrakt po każdym sezonie wygasła w czerwcu tego roku. Argentyńczyk uważa, że termin klauzuli uległ zmianie i z powodu pandemii koronawirusa wymagany termin wygasa dopiero z końcem sierpnia. Hiszpańskie media przewidują, że zawodnik może wymusić transfer strajkiem i nie stawi się w Katalonii na początek przygotowań swojego klubu. Hiszpański "Sport" sprawdził, jaka kara może grozić piłkarzowi za takie zachowanie. Według katalońskiego dziennika Messi uniknie kary za ewentualną nieobecność na niedzielnych testach, ale poniedziałkowa absencja może go kosztować już 4 procent miesięcznego wynagrodzenia. Umowa z klubem przewiduje także obcięcie miesięcznej pensji o 10 procent w przypadku trzydniowej nieobecności bez uzasadnienia, a w szczególnych przypadkach nawet karę zawieszenia. Coraz głośniej mówi się o nowym pracodawcy Argentyńczyka. W kolejce po Messiego mają się ustawiać Paris Saint-Germain, Inter Mediolan i Manchester City. Najbliżej pozyskania wybitnego napastnika jest angielski klub, który prowadzi znany zawodnikowi Pep Guardiola. PI