Derby Katalonii zostaną rozegrane na stadionie "Blaugrany" bez udziału kibiców dopiero drugi raz w historii. Pierwszy raz taka sytuacja miała miejsce niemal sto lat temu, 15 stycznia 1925 roku w powtórzonym spotkaniu o mistrzostwo regionu. Sytuacja była wyjątkowa. Pierwszy mecz został przedwcześnie przerwany, a na murawie dochodziło do dantejskich scen. Wystarczy wspomnieć, że Paulino Alcantara złamał szczękę w starciu z rywalem, po czym stracił przyjemność, a wściekli fani "Blaugrany" rzucali na plac gry monetami, kamieniami i kawałkami drewna, wrzeszcząc z niezadowolenia. Tym razem na trybunach Camp Nou panować będzie cisza. Dla podopiecznych Quique Setiena może to być poniekąd dobra wiadomość. "Duma Katalonii" po restarcie rozgrywek sprawuje się bowiem fatalnie i niewykluczone, że zostałaby przywitana przez własnych fanów gwizdami. Ostatni mecz wlał jednak w serca kibiców "Blaugrany" nową nadzieję. "Barca" spisała się wyśmienicie, ogrywając na wyjeździe Villarreal 4-1. Nie oznacza to jednak, że po jednej efektownej wiktorii sympatycy przebaczą gwiazdom Barcelony wcześniejsze wpadki. Mimo to starcie z "Żółtą Łodzią Podwodną" może stanowić dla "Dumy Katalonii" pewien przełom. Jego największym beneficjentem jest chyba Antoine Griezmann, który rozegrał świetne zawody, zwieńczone cudownej urody bramką, choć do tej pory był nie był w stanie zyskać zaufania Setiena. Sam szkoleniowiec Barcelony może odetchnąć z ulgą. Wiele mówiło się o tym, że w najbliższych dniach może stracić posadę. Prezes "Barcy" Josep Maria Bartomeu zdementował jednak te doniesienia i zdradził, że w przyszłym sezonie Setien wciąż będzie pracować na Camp Nou.