"Leo jest unikatowym piłkarzem. Rozmawiamy o najlepszym graczu w historii, nie tylko tego klubu, ale całego sportu" - tłumaczył jeszcze w 2017 roku Javier Mascherano, na łamach oficjalnego klubowego magazynu. "Ważni ludzie opuścili Barcelonę w ostatnich latach, ludzie, którzy pozostaną jej historią, ale zespół wciąż działał, wciąż wygrywał. Ten klub jest większy niż każdy trener, każdy piłkarz z... wyjątkiem Leo. Taka jest prawda i trzeba to zaakceptować" - dodał.Czy jednak tak rzeczywiście jest? Liczby bronią Messiego. Barcelona w 120-letniej historii wywalczyła 94 trofea, z czego aż 33, a więc więcej niż jedną trzecią podczas 16 lat występów Argentyńczyka w pierwszym zespole.Messi jest też najlepszym strzelcem "Dumy Katalonii" - w 731 meczach we wszystkich rozgrywkach zdobył 634 bramki. W poprzednim sezonie Argentyńczyk ponownie został królem strzelców Primera Division - z 25 bramkami. Pozostaje jednak pewne "ale". Barcelona została bowiem bez trofeum pierwszy raz od rozgrywek 2007/08, a w starciu z Bayernem Monachium w ćwierćfinale Ligi Mistrzów, przegranym 2-8, czyli najwyżej w historii jej występów w europejskich pucharach, okazała się po prostu bezradna."Duma Katalonii" szczyci się hasłem "mes que un club", co oznacza "więcej niż klub", a czy to dotyczy także Messiego?Brak trofeów w Barcelonie w sezonie 2019/20 to nie tylko jego wina, ale od paru już lat widać, że drużyna jest w stagnacji. Szefowie klubu starali się spełniać zachcianki Argentyńczyka dotyczące trenerów, piłkarzy, ale coś ewidentnie przestało funkcjonować. Ostatni raz "Duma Katalonii" Ligę Mistrzów wygrała w 2015 roku. Od tego czasu tylko raz była jeszcze w półfinale, a tak zostawała zatrzymywana rundę wcześniej i nawet geniusz "Pchły" nie pomagał. Messi ma 33 lata, w Barcelonie żyje od lat 20, pięknie byłoby go widzieć w jej barwach do końca kariery, ale być może teraz jest najwłaściwszy moment, żeby się rozstać. "Duma Katalonii" się nie rozwija, a to oznacza, że się cofa. I z Messim jako kapitanem tego okrętu nie potrafię sobie wyobrazić, żeby znowu stała się największą siłą w piłce. Trzeba dokonać cięcia, jak to zrobił Real Madryt z Cristianem Ronaldem. "Królewscy" mimo zdobytych czterech Pucharów Europy z Portugalczykiem sprzedali go do Juventusu Turyn i zostali mistrzami Hiszpanii, a trener Zinedine Zidane ma czystą drogę do budowania jeszcze silniejszej ekipy.Natomiast "Stara Dama" wciąż pozostała najlepsza we Włoszech (dziewiąty sezon z rzędu), ale pożegnała się z Ligą Mistrzów na etapie 1/8 finału. Maurizio Sarri zapłacił głową za taktykę układaną pod CR7.Tak samo było w Barcelonie. Sezon rozpoczął Ernesto Valverde, potem przyszedł Quique Setien, ale żaden z nich nie był w stanie dopasować do gry z Messim Antoine'a Griezmanna, kupionego za 120 milionów euro. Ktoś może powiedzieć, że Francuz, który był gwiazdą Atletico Madryt i reprezentacji, która w 2018 roku zdobyła mistrzostwo świata, nie umie się wkomponować. Wcześniej jednak tak samo było z Ousmane Dembele (tutaj trochę zawiniły także kontuzje) czy Philippe Coutinho, którzy również kosztowali ponad 100 milionów euro. Być może to były transfery nie tych zawodników, którzy są potrzebni Barcelonie, albo trzeba inaczej budować zespół.