Futbol jest bezlitosny. Niespełna 13 miesięcy temu w przerwie pierwszego półfinałowego meczu Ligi Europy sezonu 2010/2011 Villarreal prowadził do przerwy z FC Porto na wyjeździe 1-0. Całkowicie zasłużenie - pierwsza połowa przebiegła pod dyktando gości. Po zmianie stron rozszalał się snajper Portugalczyków - Radamel Falcao. Strzelił cztery gole, jednego dołożył Fredy Guarin, Hiszpanie przegrali 1-5. W rewanżu nie odrobili strat. Villarreal zdołał pozbierać się po wstrząsającym dwumeczu z Porto, w lidze skończył sezon na czwartym miejscu, które pozwoliło mu zagrać w Lidze Mistrzów. Po raz trzeci w historii klubu. Z Ligi Mistrzów do Segunda Division W dwóch wcześniejszych występach w Champions League Villarreal dotarł do półfinału i ćwierćfinału. W minionym sezonie już tak dobrze nie było - "Los Amarillos" w grupie z Bayernem Monachium, Manchesterem City i Napoli nie zdobyli nawet punktu. Równie źle grali na krajowym podwórku. Przez cały sezon krążyli w pobliżu strefy spadkowej, w tabeli najwyżej wspięli się na 12. pozycję. W Pucharze Króla odpadli z trzecioligowcem. A w końcówce sezonu zrobili wszystko, żeby pożegnać się z Primera Division. W sześciu ostatnich kolejkach Villarreal trzy razy stracił prowadzenie w końcówce spotkania i tylko remisował, a dwa razy po golu w ostatnich minutach przegrał. Gdyby w tych pięciu meczach "Amarillos" uzbierali choćby jeden punkt więcej, uniknęliby degradacji. Bramkę, która posłała Villarreal do Segunda Division, zdobył Falcao. On też jest bezlitosny. Villarreal nie jest pierwszym zespołem, który spadł z ligi w tym samym roku, w którym występował w Lidze Mistrzów. Podobna "wyczyn" udał się w sezonie 2003/04 Celcie Vigo, która jednak w rozgrywkach europejskich awansowała do fazy pucharowej. Villarreal ośmieszył się na każdym froncie. Do drugiej ligi powinien sam zapaść się ze wstydu, nawet gdyby los nie ukarał go degradacją. Nawet plaga kontuzji - momentami żaden napastnik nie był zdolny do gry - nie usprawiedliwia tak katastrofalnego sezonu. Villarreal dobrowolnie pozbył się wartościowych zmienników, sprzedając ich za bezcen albo oddając na wypożyczenie. A gdy przyszły kontuzje, trenerzy nie mieli kogo posyłać na boisko. "Trenerzy", ponieważ w tym sezonie Villarreal prowadziło aż trzech szkoleniowców. Właściciel klubu Fernando Roig, uznawany za człowieka o anielskiej cierpliwości do zatrudnianych przez siebie ludzi, tym razem dawał się ponosić emocjom i ufał nieodpowiednim osobom. Z uratowaniem Villarrealu nie poradził sobie ani debiutujący w roli trenera pierwszej drużyny Jose Molina, ani doświadczony Miguel Angel Lotina. Ten ostatni dzięki przygodzie na pokładzie "Żółtej Łodzi Podwodnej" zaliczył specyficznego "hat-tricka" - w swojej karierze spadł z ligi z Realem Sociedad, Deportivem i Villarrealem. Awans wbrew naturze Futbol bywa również łaskawy. Levante wywalczyło awans do Ligi Europy niemal wbrew naturze i prawom fizjologii. Juan Ignacio Martinez miał w kadrze praktycznie samych weteranów lub zawodników niechcianych w żadnym innym zespole. Zyskałby uznanie, gdyby z tym składem utrzymał się w lidze. A wywalczył awans do europejskich pucharów, pierwszy w ponad stuletniej historii klubu. Kibice Granotas już zacierają sobie ręce przed możliwymi meczami z Liverpoolem, PSV czy Interem. Futbol lubi cuda. Saragossa znajdowała się w strefie spadkowej przez ostatnie 25 kolejek. Do bezpiecznej pozycji w tabeli traciła 12 punktów. Gdy Manolo Jimenez, niedoszły trener Wisły Kraków, przychodził na La Romareda, jego nowy zespół miał na koncie 11 punktów po 16 kolejkach. W ośmiu następnych Aragończycy dołożyli pięć punktów. Nawet najwięksi optymiści spisali wtedy Saragossę na straty. A ta w rundzie rewanżowej nagle zaczęła wygrywać i ścigać się z czasem. Zdążyła rzutem na taśmę, pokonując w ostatnim meczu Getafe. Futbol nie daje się opisać prostym hasłem. Z jednej strony Real Madryt i Barcelona, które w lecie za pojedynczych zawodników płaciły kwoty, jakie mniejszym klubom muszą wystarczać na roczny budżet, zdystansowały w tabeli resztę zespołów, przekonując, że w piłce nożnej liczą się pieniądze. Z drugiej - do europejskich pucharów awansowało najbiedniejsze w całej Primera Division Levante, a z hiszpańską ekstraklasą pożegnał się grający w Lidze Mistrzów Villarreal, którego działaczom przed sezonem pewnie nawet nie przyszło do głowy, by zainteresować się którymś z podopiecznych Juana Ignacia Martineza. Za połowę z ponad dwudziestu milionów euro zarobionych na sprzedaży Santiaga Cazorli Villarreal mógłby kupić całą podstawową jedenastkę Levante. Drużyna 38. kolejki Primera Division według INTERIA.PL: Jedenastka kolejki: Juan Pablo (Sporting) - Daniel Estrada (Sociedad), Sergio Busquets (Barcelona), Marcelo (Real Madryt) - Joaquin (Malaga), Apono (Saragossa), Jairo (Racing), Alvaro Cejudo (Osasuna) - Ruben Castro (Betis), Abdel (Levante), Mesut Oezil (Real Madryt). Ławka rezerwowych: Cobeno (Rayo Vallecano), Beńat (Betis), Raul Garcia (Osasuna), Jordi Alba (Valencia), Salomon Rondon (Malaga), Radamel Falcao (Atletico), Gonzalo Higuain (Real Madryt). Nagroda im. wariacji bez powtórzeń - Unai Emery. Trzydzieści osiem kolejek, trzydzieści osiem różnych wyjściowych jedenastek Valencii, jak wyliczył hiszpański statystyk Pedro Martin. Tak, to jest możliwe. Tak, trudno uwierzyć, że to przypadek. Łukasz Kwiatek