W Valencii wszystko wydawało się oczywiste. Przeganiany przez kibiców, tracący kontrolę nad zawodnikami trener Unai Emery, którego kontrakt wygasa wraz z końcem czerwca, miał oblać swój ostatni egzamin - wyjazdowy mecz z Realem Madryt - i ostatecznie zapomnieć o nowej umowie. Porażka na Santiago Bernabeu do reszty zepsułaby atmosferę w szatni, co nie mogłoby pozostać bez wpływu na końcówkę sezonu, w której Valencia powalczy o pozostanie w pierwszej czwórce tabeli i zwycięstwo w Lidze Europy. Ale do porażki z Realem Madryt nie doszło. "Nietoperze z Valencii były wampirami, upuściły w Madrycie sporo krwi" - pisał w relacji z meczu Delfin Melero, dziennikarz "Marki". Valencia postawiła trudne warunki. Nie popełniała błędów w obronie, miała w bramce fenomenalnego Vicente Guaitę i tercet środkowych pomocników - Tino Costa, Mehmet Topal i Dani Parejo - który przyćmił wszystkich pivotów i rozgrywających Jose Mourinho. Real do ostatnich minut dążył do zwycięstwa, ale na bezbramkowy remis po tak wyczerpującym meczu nie powinien narzekać - Valencia miała swoje sytuacje, "Królewskich" ratowały słupek, poprzeczka i Iker Casillas. Remis z Realem zmienia wszystko Znakomita gra i wynik, który może przeszkodzić wywalczyć mistrzostwo kraju Realowi - w Walencji wyjątkowo nielubianemu - zmienia wszystko. Carlos Bosch, redaktor naczelny wydawanego w Walencji sportowego dziennika "Superdepore", szydził na Twitterze z piłkarzy i trenera Realu Madryt i oznajmiał, że po tym remisie przestaje mieć znaczenie to, czy "Nietoperze" skończą sezon na trzecim, czy czwartym miejscu. Prezydent Valencii Manuel Llorente, znany z wyrazu twarzy notorycznego żałobnika, uśmiechnięty od ucha do ucha pozował do zdjęć jeszcze w szatni, ściskając przebierających się zawodników, z palcami ułożonymi w literę "V" - gest zwycięstwa. Dopóki w piłkę nożną grają ludzie, a nie pozbawione emocji roboty, nastawienie i stan ducha piłkarzy będą miały znaczenie. W Valencii morale wystrzeliło do góry, zwycięstwo w Lidze Europy nagle stało się na wyciągnięcie ręki, a strach przed brakiem kwalifikacji do Ligi Mistrzów zaczął wydawać się infantylny i całkowicie nieracjonalny. Kto wie, czy triumf w europejskich rozgrywkach nie pogodziłby Emery'ego z kibicami. Wtedy Bask mógłby na ławce trenerskiej na Estadio Mestalla zasiąść na dłużej. Paradoksalnie, remis z Realem - najlepszy mecz Valencii w 2012 roku - sprawił jednak, że "Los Ches" po 20 kolejkach stracili, na rzecz Malagi, trzecią pozycję w lidze. I to Malagi poprowadzonej do zwycięstwa nad Racingiem Santander przez 20-letniego Isco - największe odkrycie obecnego sezonu Primera Division i wychowanka Valencii, oddanego drużynie z południa Hiszpanii za marne sześć milionów euro. Jeśli Isco utrzyma tempo rozwoju, za kilka miesięcy, dzięki występom w Lidze Mistrzów, będzie wart pięć razy tyle. Wszyscy kłamią. Trenerzy najbardziej Jak wiele w meczu zależy od atmosfery w drużynie i nastawienia zawodników najlepiej wie Jose Mourinho, który po remisie z Valencią znowu stara się wyglądać na śmiertelnie obrażonego na sędziów. Dlaczego? Portugalczyk naprawdę wierzy w wymierzony w niego i cały Real Madryt spisek, czy raczej prowadzi jedną ze swoich gierek psychologicznych? A jeśli to tylko przedstawienie, to kogo Mourinho chce oszukać? Przede wszystkim dziennikarzy oraz swoich podopiecznych. Media całego świata niemal codziennie donoszą o każdym geście i każdym słowie Jose Mourinho. Spisek sędziowski i reakcje Mourinho - jak słynne "dlaczego Overbo, dlaczego Busacca, dlaczego de Bleeckere, dlaczego Stark, dlaczego?" , nieszczęsny palec w oku Tito Villanowy, czy nawet ostatnie unikanie konferencji prasowych - to idealny temat zastępczy, gdy w tabeli sytuacja robi się coraz bardziej napięta. Z perspektywy "Królewskich" lepiej, by sportowy świat żył spiskami sędziowskimi i zachowaniami Mourinho, niż gdyby miał komentować trwonienie przez Real przewagi nad Barceloną. A gdy jeszcze piłkarze uwierzą, że są krzywdzeni, liczba pieczeni upieczonych przez Mourinho na jednym ogniu zdecydowanie wzrasta. Gdyby "The Special One" nie przekonał swoich zawodników, że gubią punkty z powodu spisku, w szatni miałby raczej ponurą atmosferę. Od ponurej o wiele lepsza jest wojenna, o którą Mourinho zdaje się obecnie zabiegać. I nieistotne, że takie działanie może nosić znamiona samooszukiwania się. Psychologowie dowodzą, że samooszukiwanie się jest bardzo skuteczną strategią radzenia sobie z najróżniejszymi problemami. Przedawkowana pokora Pepa Guardioli Godnego siebie rywala w gierkach psychologicznych znalazł Mourinho w Pepie Guardioli. Trener Barcelony, swoim zwyczajem, przypomniał, że ciągle nie wierzy w zwycięstwo w Primera Division. (Wołowski: Guardiola źle znosi euforię). Szef sekcji Realu Madryt w dzienniku AS, Tomas Roncero, skwitował wypowiedź Guardioli, oczywiście na Twitterze, słowami: "Guardiola zanudza swoim przedawkowaniem pokory. Jego beatyfikacja coraz bliżej...". Guardiola z pewnością ma bardziej przyziemne cele niż beatyfikacja - liczy na to, że swoją retoryką ściągnie presję ze swoich podopiecznych i przy okazji zaszkodzi rywalom. Jak na razie jego plan wydaje się działać - przewaga Realu topnieje. I nawet jeśli to zwyczajna korelacja, a nie żaden związek przyczynowy, to dlatego, że całość wydaje się działać, wypowiedzi Guardioli muszą wywoływać jakiś psychologiczny efekt. "Wszyscy kłamią" - powtarza serialowy doktor Gregory House. Gdyby przyszło mu diagnozować Mourinho albo Guardiolę, dodawałby: "Trenerzy najbardziej". Piłka nożna jednak to na szczęście nie tylko obłuda, gierki psychologiczne i udawana pokora. Po fenomenalnym meczu Realu z Valencią Casillas, żywa legenda hiszpańskiego futbolu, podbiegł do Guaity i poprosił go o koszulkę. Drużyna 32. kolejki Primera Division według INTERIA.PL: Jedenastka kolejki: Vicete Guaita (Valencia) - Tito (Rayo Vallecano), Adil Rami (Valencia), Carles Puyol (Barcelona) - Susaeta (Bilbao), Mehmet Topal (Valencia), Beńat (Real Betis), Isco (Malaga) - Ruben Castro (Betis), Michu (Rayo Vallecano), Leo Messi (Barcelona) Ławka rezerwowych: Iker Casillas (Real Madryt), Jaime Gavilan (Getafe), Diego Costa (Rayo Vallecano), Vladimir Weiss (Espanyol), Carlos Vela (Real Sociedad), Jose Barkero (Levante), Alexis Sanchez (Barcelona) Nagroda im. miecza obosiecznego - Pepe (Real Madryt). Wydawało się, że zdecydowanie bezpieczniej jest grać z Pepe w jednej drużynie niż przeciwko niemu. Alvaro Arbeloa, który podbiegł podnieść wijącego się na murawie Portugalczyka, na własnej nodze boleśnie odczuł falsyfikację tej hipotezy. Pepe, jak widać, ewoluuje. Teraz kopie bez piłki już nie tylko rywali, ale również i swoich. Zobacz: Pepe kopie Arbeloę, bo pomylił go z piłkarzem Valencii: Zobacz wyniki, terminarz i tabelę Primera Division