Kim na obecnym mundialu jest David Villa dla kadry Vicente del Bosque, tym dla hiszpańskiej młodzieżówki jest niespełna 17-letni Paco Alcacer. Reprezentant kraju od piętnastego roku życia, kapitan drużyny do lat siedemnastu, trenował z kadrą U-20. Z Lichtensteinu, siedziby tegorocznych mistrzostw Europy U-17, Paco wrócił wyjątkowo objuczony - srebrnym medalem, tytułem króla strzelców - zdobył sześć bramek - i hektolitrami komplementów, zalewających go z każdej strony. Gazety z Walencji, zwariowane na punkcie "Nowego Villi", tryumfalnie głosiły, że Paco strzelał więcej niż Bojan Krkic i częściej niż Wayne Rooney, gdy tamci uczestniczyli w młodzieżowych turniejach. Jest dynamicznym napastnikiem, łączy siłę fizyczną i technikę ze sprytem i strzeleckim zmysłem. W Lichtensteinie zdobywał bramki na wszystkie sposoby. Radzi sobie nawet otoczony przez zgraję rywali - komentują wpatrzeni w niego jak w święty obrazek hiszpańscy dziennikarze. Pierwszy o Alcacerze zaczął fantazjować Arsene Wenger, największy współczesny porywacz piłkarskich talentów. Mamił młodziana wizją treningów z pierwszą drużyną i kusił większymi pieniędzmi. Nos Wengera podobno wyczuł interes na skalę Cesca Fabregasa. Wystarczyła wzmianka o francuskim trenerze i Paco w jednym artykule prasowym, by władze Valencii zareagowały, jak właściciel kurnika na widok przyczajonego lisa. I pewnie tak odebrały całą sytuację. "Paco znajduje się w naszych planach i przygotowania do nowego sezonu zrealizuje z pierwszą drużyną" - zapowiedział trener Unai Emery. Wenger otrzymał czytelny sygnał - Valencia będzie bronić Paco jak niepodległości. Strach przed zachłannymi łapami Wengera nie był irracjonalny. Nieletni w Hiszpanii nie mogą podpisać zawodowego kontraktu, chronionego dowolną klauzulą odejścia. Paco jeszcze przez rok swobodnie może wybrać pracodawcę. Na szczęście dla Valencii, Alcacer zamierza pozostać. Do "Nietoperzy" dołączył w wieku jedenastu lat, choć miał zaproszenie od Realu Madryt. "Blanquinegros" wybrał ze względu na miejsce zamieszkania - pochodzi z Torrentu, miasta oddalonego o kilka kilometrów od Walencji. Do regularnych treningów w młodszych kategoriach wiekowych Valencii przekonali go rodzice. A teraz - oznajmił dziennikarzom - czuje się "Valencianistą na całe życie". "Wiele razy marzyłem o grze z pierwszą drużyną. Jeżeli Emery chce, bym pojechał na zgrupowanie do Słowenii, będę gotowy" - wyznał Paco. Nie czeka go łatwe zadanie. "W dorosłej piłce szybciej stawia się kroki i jest mniej dotknięć piłki. Jest różnica pomiędzy grą młodzieży" - zauważa. Na najbliższych treningach skuteczność będzie mógł szlifować stając oko w oko ze starszym o 22 lata Cesarem Sanchezem. Gdy doświadczony bramkarz debiutował w Primera Division, Alcacera nie było jeszcze na świecie. Paco pożegnał swojego idola, Davida Villę, ale będzie miał u kogo zażywać lekcji futbolu. Z chłopakiem zaprzyjaźnił się Juan Mata, 22-latek, żywy dowód na to, że w Valencii młodzieńcy mogą się wypromować. A lepszych czasów ku temu trudno sobie wyobrazić. Finansowy kryzys hiszpańskiego klubu sprawił, że każdy jest na sprzedaż. Ściślej mówiąc: każdy, kto pobiera sowite uposażenie i może zostać przyzwoicie spieniężony. Paco nie spełnia żadnego z tych kryteriów. Valencii nie stać na gigantyczne zakupy i klub roztropnie postawi na gwiazdy rodzimej hodowli. Paco może liczyć na największe względy. Tym bardziej, że obecnie poza Roberto Soldado i Aaronem Niguezem - kolejnym nieopierzonym snajperem - w Valencii nie ma typowego napastnika. Eksperyment ze stawianiem na młodzieńca może się powieść - w minionym sezonie zachwycali niewiele starsi Sergio Canales i Iker Muniain. Siedemnastolatek trenujący z piłkarzami Valencii, kuszony przez Arsenal, wnikliwie lustrowany z Madrytu, Mediolanu i Barcelony, nie jest żadną osobliwością we współczesnej piłce. W dzisiejszych czasach kluby najchętniej podpisywałyby kontrakty z nienarodzonymi dziećmi. Gdyby uznały, że któreś kopie wyjątkowo mocno. Jak każda szanująca się przyszła gwiazda, Paco nie mógł mieć z górki przez całe życie. O czym miałby potem opowiadać mediom? Wprawdzie nie musiał kraść ani żebrać na ulicach przeludnionych miast, przybierał wzdłuż i wszerz bez kuracji hormonalnej, ale za to treningi nierzadko kończył ze łzami w oczach. Powodem był ból kości łonowej, nie zdiagnozowany przez lekarzy. Na szczęście, z biegiem czasu, uciążliwe dolegliwości samoistnie zniknęły. Paco już odczuł pierwsze skutki rosnącej sławy. Użytkownicy popularnego w Hiszpanii serwisu społecznościowego Tuenti, do których zalicza się także Paco, przez kable wdzierają się w jego prywatność. Każdy chce mieć wśród znajomych, choćby wirtualnych, przyszłą gwiazdę piłki. Jeżeli wszystko pójdzie tak znakomicie jak do tej pory, za kilka miesięcy Paco może mieć podobne problemy w realnym świecie. Łukasz Kwiatek