By w pełnie zrozumieć "fenomen" sytuacji związanej z Xavim Hernandezem, należy przyjrzeć się... Ronaldowi Koemanowi, czyli poprzednikowi Katalończyka na stanowisku szkoleniowca FC Barcelona. Holender przejął ster w klubie jeszcze za poprzedniego zarządu, na czele którego stał - można już powiedzieć, że niesławny - Josep Maria Bartomeu. Koeman jednocześnie rzucił się wbrew pozorom na dosyć głęboką wodę... Były piłkarz "Barcy" wcześniej miał wygodną posadę w reprezentacji Holandii i kontrakt ważny aż do zakończenia mistrzostw świata w 2022 roku, natomiast latem roku 2020 porzucił "Oranje" na rzecz FCB, mając zresztą podobno zagwarantowaną ku temu swoistą "furtkę" w umowie z kadrą. Przejęcie "Dumy Katalonii" było jego wielką ambicją, na której ostatecznie... połamał sobie zęby. Wpadająca w swoistą spiralę organizacyjnego kryzysu Barcelona pod rządami Koemana co prawda sięgnęła po Puchar Króla, ale z miesiąca na miesiąc jej wyniki były coraz bardziej niezadowalające, a atmosfera wokół zespołu zrobiła się wręcz przytłaczająca. Co więcej w międzyczasie Bartomeu został zastąpiony przez Joana Laportę, który rozpoczął swoją drugą kadencję w roli prezydenta klubu - i trzeba przyznać, że nie miał on przesadnie zaufania do wybrańca swojego poprzednika. 28 października 2021 roku Ronald Koeman został ostatecznie zwolniony, a miało to miejsce w momencie, w którym "Blaugrana" zajmowała zaledwie dziewiąte miejsce w tabeli Primera Division i miała za sobą dwie kolejne porażki z klubami z Madrytu - pierwszą, bardzo prestiżową, z Realem w "El Clasico" (1:2) oraz drugą, mocno zaskakującą, z Rayo Vallecano (0:1). Pieczę nad szatnią objął tymczasowo Sergi Barjuan, dotychczasowy opiekun rezerw, ale było jasne, że trzeba będzie znaleźć prędko kogoś z "większym" nazwiskiem. Barcelońska sinusoida. Słodko-gorzka kadencja Xaviego Tu w końcu dochodzimy o Xaviego Hernandeza, bo to właśnie w jego kierunku zwrócił się wówczas Joan Laporta, który potrzebował na pozycji szkoleniowca kogoś, kto będzie miał to słynne "DNA Barcy" i kto tchnie nową nadzieję w serca kibiców. Xavi wydawał się do tej roli idealny, choć... jego menedżerskie CV nie mogło robić wrażenia, bowiem zdecydował się o szlifować swoje umiejętności w katarskim Al Sadd, a więc w zespole, w którym kończył swoją karierę zawodniczą. Mimo wszystko efekt nowej miotły znowu zadziałał w dłuższej perspektywie. Pucharów nie udało się co prawda w żaden sposób uratować, ale w rundzie wiosennej FC Barcelona złapała w końcu dobry rytm, wygrywając w lidze od drugiej połowy lutego do pierwszej połowy kwietnia siedem starć z rzędu, w tym "El Clasico", w którym rozbiła "Królewskich" aż 4:0. W Primera Division Xavi i jego podopieczni skończyli z wicemistrzostwem, co było dobrym omenem na kolejną kampanię. Przed sezonem 2022/2023 do drużyny trafiło sporo nowych twarzy i - krótko mówiąc - robiły one naprawdę niezłe wrażenie, bowiem szeregi "Dumy Katalonii" zasilili m.in. Franck Kessie, Andreas Christensen, Marcos Alonso, Raphinha, Jules Kounde Hector Bellerin, czy, przede wszystkim, Robert Lewandowski, którego przenosiny na Camp Nou były transferowym hitem lata. Trudno powiedzieć, jakim cudem Laporcie i reszcie zarządu udało się spiąć to wszystko finansowo, ale menedżer FCB otrzymał potężne narzędzie do tego, by kompletnie przebudować skład. W europejskich pucharach Barcelona znowu nie zrobiła wrażenia (odpadnięcie z Ligi Mistrzów po fazie grupowej i z Ligi Europy po rundzie play-off), natomiast w Copa del Rey doszła ona do półfinału, w Superpucharze Hiszpanii zatriumfowała i - co szczególnie ważne - wywalczyła sobie krajowe mistrzostwo pierwszy raz od czterech lat. "Lewy" notabene został wówczas królem strzelców oraz najlepszym asystentem w drużynie (wespół z Raphinhą oraz Ousmane Dembele). Cała ekipa zaczęła więc wyglądać jak dobrze naoliwiona maszyna... Po kolejnym, już mniej aktywnym letnim okienku, w którym jednak szeregi FCB zasilił m.in. Ilkay Gundogan, Xavi i jego podopieczni rozpoczęli sezon co prawda od bezbramkowego remisu z Getafe (podczas starcia nie brakowało jednak emocji, w tym i negatywnych...), ale następnie rozpoczęła się dla nich seria sześciu zwycięstw, podczas której ogłoszono oficjalnie, że menedżer przedłuży swoją umowę z "Blaugraną" do 2025 roku, z opcją dalszej prolongaty o jeszcze jedną kampanię. Wówczas wydawało się, że pozycja Hernandeza jest absolutnie nie do ruszenia. Jeszcze jednak w rundzie jesiennej mistrzowie Hiszpanii zaczęli momentami dostawać zadyszki, czego wyrazem były remisy z prezentującymi się dosyć słabo ekipami Mallorki czy Granady czy mimo wszystko raczej niespodziewana porażka 0:1 z Szachtarem Donieck w Lidze Mistrzów. Zaczęło się też sprawdzać powiedzenie, że im dalej w las, tym więcej drzew. O prawdziwym kryzysie można było mówić na przełomie roku 2023 i 2024 - przegrana 2:3 w Champions League z grupowym outsiderem, czyli Royalem Antwerp, co prawda nie zmieniła już nic w sytuacji FCB w tabeli, ale podziałała jak zimny prysznic, zwłaszcza, że nadeszła zaraz po klęsce z Gironą 2:4 na Estadi Olimpic. Do tego "Duma Katalonii" udowodniła, że nawet wygrana może zniesmaczyć fanów po tym, jak wymęczyła triumf w Pucharze Króla nad trzecioligowym Barbastro (3:2). Później nastąpiła kolejna seria niefortunnych zdarzeń. 14 stycznia 2024 roku - "Barca" zostaje pokonana przez Real Madryt 1:4 w finale superpucharu. 18 stycznia - wygrana z Unionistas de Salamanca 3:1 w CdR, która jednak zostaje znowu uznana za męczarnie z trzecioligowcem. 24 stycznia - odpadnięcie z krajowego pucharu po przegranej 2:4 z Athletikiem Bilbao. 27 stycznia - porażka w Primera Division 3:5 z Villarrealem, choć w pewnej chwili Lewandowski i jego kompani zdołali wykonać nawet powrót z 0:2 na 3:2. To była jednak iskra, która podpaliła lont. Niedługo po końcowym gwizdku starcia z "Żółtą Łodzią Podwodną" Xavi - mimo wszystko mocno nieoczekiwanie - stwierdził, że wraz z końcem sezonu opuści drużynę, dokładnie na rok przed końcem jego świeżo odnowionego kontraktu. Już to wydawało się, delikatnie mówiąc, przedziwnym scenariuszem, ale okazało się to zaledwie preludium do zdarzeń, które mimo wszystko nadwątliły wizerunek Barcelony jako organizacji... Michał Probierz jasno w sprawie Lewandowskiego przed Euro 2024. Selekcjoner nie ma wątpliwości Xavi odchodzi, Xavi zostaje, Xavi... odchodzi? Po tym, jak 44-latek ogłosił swoje odejście, którym - jak sam stwierdził - chciał rozładować napięcie wokół klubu i dać mu przestrzeń "na zmianę dynamiki", ekipa z Camp Nou/ Estadi Olimpic faktycznie jakby odżyła, a sam trener również zdawał się nieco lepiej reagować na (zdecydowanie już mniejszą) presję, także tę medialną. Od końca stycznia do połowy kwietnia "Barca" nie odnotowała ani jednej porażki i choć zdarzały jej się spotkania naprawdę różne (od kolejnej straty punktów na Granadzie po kapitalne zwycięstwo 3:0 z Atletico Madryt), to ogólny trend zdawał się zadowalać wszystkich - od samego zespołu i kibiców po włodarzy. A zwłaszcza ci ostatni byli tu oczywiście kluczowi... Na dobrą sprawę już po paru tygodniach od momentami absurdalnego starcia z Villarrealem zaczęły pojawiać się pogłoski, że być może odejście Hernandeza, mimo jego powtarzających się deklaracji, nie będzie jeszcze ostateczne. Wszystko nasiliło się w kwietniu, a w końcu, po wielu dniach potwornego zamieszania, 26 kwietnia Xavi i Joan Laporta pojawili się na oficjalnej konferencji, podczas której ogłosili ostatecznie, że Katalończyk docelowo wypełni swój kontrakt, czyli odejdzie najwcześniej 30 czerwca 2025 roku. Dziwne? Nie będzie raczej przesadą operowanie właśnie takim określeniem, a jeśli przyjrzeć się temu, jak ostatecznie rozstrzygnęły się dla "Blaugrany" wszelkie rozgrywki, to wszystko zakrawa o pewną abstrakcję. FC Barcelona pożegnała się bowiem z Ligą Mistrzów na poziomie ćwierćfinału po tym, jak najpierw wygrała na Parc des Princes z PSG 3:2, by w rewanżu zostać rozbitą 1:4. Do tego wszystkiego oddała tytuł mistrzowski swym największym rywalom z ekipy "Królewskich" po tym, jak przegrała kolejne "El Clasico" 2:3 (zwycięską bramkę Jude Bellingham zdobył w... 91. Minucie), a następnie uległa drugi raz z rzędu 2:4 Gironie, co nawet stworzyło na pewien czas zagrożenie skończenia sezonu na trzeciej lokacie, a to automatycznie powodowało szereg strat finansowych. Po sezonie, w którym klub nie wywalczył ani jednego trofeum i podczas którego sam Xavi zdawał się mieć dość wszystkiego, co było związane z jego pracą, nagle sytuacja obróciła się o 180 stopni i ogólny przekaz płynący ze stolicy Katalonii był taki, że dotychczasowy projekt powinien trwać i "wszystkie ręce na pokład". Nie była to zapewne pierwsza i ostatnia taka sytuacja w świecie sportu, ale... potem nastąpiła sekwencja zdarzeń, która stała się swoistą plamą na wizerunku FCB - jednej z największych piłkarskich firm świata. Szczególnie niekorzystnie wypadł tu zaś - jak się zdaje - Laporta... Powyższymi słowami, wypowiedzianymi przed potyczką z Almerią, Xavi niejako wydał na siebie wyrok, lub, co najmniej, sprawił, że trafił on przed klubowy "trybunał". Prezydent miał być na niego wręcz wściekły - do menedżera nie zniechęciła go nieudana kampania 23/24, nie zniechęciła go momentami gęsta atmosfera wokół drużyny, która chwilami przywodziła na myśl najgorszy dołek za czasów Koemana, ale przekroczeniem czerwonej linii okazało się dla niego kilka słów, które w gruncie rzeczy są najzwyczajniej w świecie prawdą, a o kłopotach budżetowych mistrzów Hiszpanii z zeszłego roku wiadomo już od długiego czasu. Niespełna trzy tygodnie po hucznym ogłoszeniu, że dotychczasowy szkoleniowiec zostaje u steru, nagle wszystko znowu zawisło na włosku - i nie jest to pierwsza lepsza plotka, bowiem rozliczne źródła w Hiszpanii dosłownie huczą tu od doniesień o sprawie, a w siedzibie "Barcy" doszło do nagłych, gorączkowych rozmów, których temat mógł być tylko jeden. Wygląda przy tym na to, że ewentualne rozstrzygnięcie, po którym "spadnie głowa" Xaviego zostanie opóźnione co najmniej do 27 maja. Zwolnienie było niewskazane przed spotkaniem z Rayo Vallecano, podczas którego wciąż ważyła się kwestia wicemistrzostwa i będzie niewskazane także przed ostatnim weekendem maja, podczas którego nie tylko dojdzie do starcia męskiej ekipy Barcelony z Sevillą, ale i do finału Ligi Mistrzów kobiet, w którym piłkarki trenowane przez Jonatana Giraldeza zmierzą się z Olympique Lyon i dodatkowy medialny "kocioł" przed tą potyczką jest niewskazany. "Laporta przedłuża agonię Xaviego" - stwierdził bez ogródek Santi Gimenez, piszący dla "Asa". Zamieszanie w Barcelonie, kluczowa decyzja coraz bliżej. Lewandowski na nią czeka Marquez, Tuchel, czy jednak... Xavi? Burza mózgów w Barcelonie Co jednak potem? W gabinetach wciąż trwa ożywiona wymiana pomysłów. Rafa Yuste, wiceprezydent klubu, według dziennikarza Gerarda Romero pozostaje przy opcji dalszej kontynuacji współpracy z Hernandezem, co stawia go chyba w roli swoistego samotnika, choć takie rozwiązanie z pewnością byłoby najmniej kłopotliwe. Trzeba byłoby jedynie zgasić wizerunkowy pożar i zaprzeć się, że jakiekolwiek zwolnienie nigdy nie wchodziło w grę. Inny pomysł ma dyrektor sportowy Deco, który chciałby zmiany - zresztą to raczej nie powinno dziwić, bo podobno między nim a Hernandezem iskrzyło już od dawna. Były reprezentant Portugalii podobno chciałby postawić na kogoś, kto jakkolwiek zna Barcelonę od środka. Pierwszym z jego kandydatów ma być Thiago Motta, który swego czasu jako futbolista przez wiele lat reprezentował bordowo-granatowe barwy, a w bieżącym sezonie wywindował w Serie A Bolonię na miejsce gwarantujące jej udział w Lidze Mistrzów. Coś, co dla "Rossoblu" było nieosiągalne od lat... 60. Druga koncepcja Deco dotyczy awansowania Rafy Marqueza z poziomu trenera rezerw na opiekuna ekipy seniorskiej - ten wątek zresztą przewijał się już po tym, jak Xavi pierwotnie chciał opuścić "Barcę". No i zostaje oczywiście sam Laporta, którego głos będzie tu przecież absolutnie decydujący. Media w Hiszpanii od dawna wspominały, że bardzo ceni on sobie szkoleniowców niemieckich - i tu pojawiają się ciekawe wątki. Przede wszystkim w momencie burzy po słowach Hernandeza powrócił temat zastąpienia go Hansim Flickiem, a więc do niedawna selekcjonerem reprezentacji Niemiec, a jeszcze wcześniej menedżerem Bayernu Monachium. 59-latek miał przy tym wręcz marzyć o pracy na Półwyspie Iberyjskim i miał już zacząć uczyć się języka hiszpańskiego, kiedy nagle okazało się, że jednak w Katalonii wakatu nie będzie. Zdecydowanie bardziej szalona jest tu jeszcze inna opcja. Przez krótki czas, po sławetnej klęsce Villarrealem, w kontekście FCB wspominano Juergena Kloppa, ale obecnie jak się zdaje wzrosły tu szanse... Thomasa Tuchela. Ten znalazł się poniekąd w podobnej do Xaviego sytuacji - ogłosił swój rozbrat z Bayernem Monachium, po czym "Die Roten" próbowali awaryjnie przekonać go do pozostania na stanowisku po tym, jak osoby z grona wymarzonych następców 50-latka - w tym Ralf Rangnick - nie zdecydowały się na przeprowadzkę do Bawarii. Jakakolwiek wersja nie zatriumfuje - któraś z wymienionych, czy może jeszcze inna - to, czy prezydent "Barcy" pokaże Xaviemu kciuk w górę czy kciuk w dół może odbić się na licznych zawodnikach ekipy grającej obecnie na Estadi Olimpic. Nie inaczej jest w kwestii Roberta Lewandowskiego. Co dalej z Lewandowskim w FC Barcelona? Przyszłość Xaviego może tu zaważyć... "Lewy" ma umowę ważną do końca czerwca 2026 roku i o ile ubiegły sezon pod hiszpańskim słońcem można było uznać koniec końców za naprawdę dobry (Polak zdobył Trofeo Pichichi mając 23 bramki na koncie, a do tego dorzucił jeszcze 10 trafień poza La Ligą), o tyle podczas kampanii 23/24 wzmagała się krytyka względem "RL9", który miał momenty całkowitej posuchy strzeleckiej (choć należy absolutnie nadmienić, że i tak... do ostatnich kolejek próbował on zawalczyć o kolejną koronę króla strzelców). Pojawiły się też spekulacje o tym, że może on odejść do amerykańskiej MLS lub Saudi Pro League, natomiast środowisko napastnika stanowczo zaprzeczało tym doniesieniom (opisywał to m.in. Santi Ovalle z Cadena SER). Prawda jest taka, że za kadencji Xaviego Hernandeza Robert Lewandowski mógł być pewny jednego - że zawsze będzie pierwszym wyborem przy obsadzie pozycji numer dziewięć, niezależnie od tego, w jakiej dyspozycji się znajduje. Dopiero ostatnio "mister" zaczął ściągać kapitana "Biało-Czerwonych" na ławkę regularnie przed końcowym gwizdkiem, ale tak czy inaczej "Lewy" notuje raz po raz przynajmniej te 70-80 minut. Wcześniej zdarzały się spotkania, podczas których snajper raz za razem nie był w stanie trafić do siatki, a i tak murawę opuszczał definitywnie dopiero po 90 minutach. Nowy menedżer niekoniecznie musi dawać podobne gwarancje, zwłaszcza, że jeśli chce on myśleć przyszłościowo, to sprawa wytypowania następnej "dziewiątki" może znów prędko trafić na tapet. Tutaj istotny jest jeszcze jeden gracz - Vitor Roque. Brazylijczyk był ściągany do "Dumy Katalonii" w trybie przyspieszonym już w styczniu właśnie po to, by jak najszybciej wdrożyć go w przygotowania do przejęcia pałeczki po Polaku - nie można jednak było przecież wykluczyć, że zamiast zostania zwykłym "uczniakiem" reprezentant "Canarinhos" nie ruszy od razu w bój o wygryzienie "Lewego". Tymczasem nagle okazało się, że Xavi... jest zupełnie nieprzekonany do "Tigrinho", a ten znalazł się na bocznym torze. W ostatnich tygodniach żywa nawet była dyskusja o tym, by go wypożyczyć, a otoczenie nastolatka wręcz miało zacząć myśleć o transferze definitywnym. Nowy menedżer z dużą dozą prawdopodobieństwa tak szybko nie postawiłby krzyżyka przy nazwisku Roque, który jest jedynym naturalnym zmiennikiem na szpicę - i znowu, czy byłoby to korzystne dla Lewandowskiego? Najbliższe dni, najdalej tygodnie, będą szalenie istotne dla wszystkich osób związanych z FC Barcelona, a nie tylko - z oczywistych względów - dla Xaviego Hernandeza. Drużyna potrzebuje już ostatecznej stabilizacji, potrzebuje prędko pewnego sternika, który przeprowadzi ją przez cały okres przygotowawczy latem i potrzebuje wyciszenia wokół siebie, tego, by przestała być obiektem żartów i docinków ze strony osób jej nieprzychylnych. Sam Joan Laporta potrzebuje zaś wybrnięcia z całego tego chaosu, bo wydaje się, że podczas obecnej, trwającej do 2026 roku kadencji na razie kopie pod sobą spory dołek. Trzeba jednak powiedzieć wprost - la leche se derramo. Mleko się rozlało.