Marcin Cholewiński: Co zadecydowało o związaniu się z hiszpańskim drugoligowcem? Cezary Wilk: Dla mnie i żony priorytetem było pozostanie w Hiszpanii. Miałem kilka ofert z innych klubów Segunda Division, ale oferta z Saragossy była najbardziej atrakcyjna i konkretna. Muszę przyznać, że byłem zaskoczony zainteresowaniem ze strony kilku klubów. Przecież ostatnie pół roku w Deportivo La Coruna nie było dla mnie udane. Jednak przez dwa lata w tym klubie udało mi się wyrobić odpowiednią markę i dzięki temu szybko znalazłem nowego pracodawcę. Jakie są pańskie pierwsze wrażenia z tego klubu? - Nie będę zbyt oryginalny i powiem, jak chyba każdy piłkarz, który przechodzi do nowego klubu - Real Saragossa to klub z dużymi tradycjami, gdzie wszystko jest bardzo profesjonalnie zorganizowane. Miasto również robi dobre wrażenie. We wtorek rozpocznę treningi z nowym zespołem i jestem pełen optymizmu. Nie rozważał pan opuszczenia Hiszpanii? - Styl życia w tym kraju bardzo nam odpowiada i chcieliśmy pozostać w Hiszpanii. Wiele aspektów przemawia na korzyść tego kraju. Przede wszystkim słoneczna pogoda i miejscowa kuchnia. Ludzie natomiast są bardzo otwarci, życzliwi i rodzinni. Podoba nam się sposób, w jaki spędza się tutaj wolny czas. Nie ma stresu czy ciągłej gonitwy. Poza tym bez problemu komunikuję się w tym języku, więc życie też jest już łatwiejsze. Te wszystkie aspekty spowodowały, że chcieliśmy pozostać w Hiszpanii. Po odejściu z Elche Przemysława Tytonia, w czołowych ligach tego kraju z Polaków występuje tylko pan i Grzegorz Krychowiak, który jest ważną postacią FC Sevillii. Polacy nie są cenieni w Hiszpanii? - Rynek piłkarski w tym kraju oparty jest na tamtejszej młodzieży. Trudno się dziwić, ponieważ jest bardzo wielu utalentowanych, młodych piłkarzy. W klubach spoza czołowej ósemki Primera Division rzadko sięga się po obcokrajowców. Albo muszą się wyróżniać umiejętnościami, jak Grzegorz, albo muszą mieć trochę szczęścia, jak ja. Odchodząc z Wisły Kraków byłem wolnym zawodnikiem i akurat było zapotrzebowanie w Deportivo na moją pozycję. Wykorzystałem odpowiedni moment. Co zadecydowało, że w czerwcu Deportivo nie przedłużyło z panem umowy? - Jeżeli klub złożyłby mi propozycję, to pewnie bym skorzystał. Perspektywa gry w hiszpańskiej ekstraklasie była bardzo atrakcyjna. Jednak nie dostałem oferty przedłużenia umowy. Zadecydowały o tym względy sportowe. Jestem ostatnią osobą, która za swoje niepowodzenie obwiniałaby trenera. Mógłbym też złożyć winę na kontuzję, ale ona miała wpływ tylko na dwa ostatnie miesiące mojego pobytu w Deportivo. Realia są takie, że byłem zbyt słaby, aby pozostać w Deportivo. Zawsze uważałem, że trzeba być szczerym wobec siebie. W pierwszym sezonie w tym klubie rozegrał pan 19 meczów. Po awansie do Primera Division było już dużo gorzej. Różnica między tymi rozgrywkami jest tak duża? - Oczywiście przeskok jest spory. Jednak nie można generalizować. W Segunda Division jest wiele meczów na wysokim poziomie, a w ekstraklasie zdarzają się spotkania, które rozczarowują. Wyraźna różnica w poziomie odczuwalna jest, kiedy rywalizuje się z czołowymi drużynami Primera Division. W następny weekend rozpoczyna się sezon polskiej ekstraklasy. W Wiśle Kraków sporo się zmieniło po pańskim odejściu. - Trzymam kciuki za ten klub, ale nie ma co ukrywać, że jest w gorszej sytuacji niż wówczas, kiedy ja w nim grałem. Latem Wisła dokonała kilku ciekawych transferów, ale realnie patrząc będzie ciężko o poważne sukcesy. Trzymam jednak kciuki za "Białą Gwiazdę". Rozmawiał Marcin Cholewiński