Pomijając sam prestiż derbowej konfrontacji, wyjazdowa porażka z Atletico 1-3 okazała się dla Realu podwójnie bolesna. "Los Blancos" zakończyli passę zwycięskich spotkań i od razu pożegnali się z fotelem lidera. W niedzielny wieczór zasiadła na nim Barcelona. Seria zwycięstw "Królewskich" stanęła na sześciu - pięć w La Liga i jedno w Champions League. Ekipie z Santiago Bernabeu trudno pogodzić się z pierwszym potknięciem w sezonie. Po przegranym meczu żaden z piłkarzy Carlo Ancelottiego nie zatrzymał się w strefie mieszanej, by porozmawiać z dziennikarzami. Real zrobił "prezent" Barcelonie. Trener "Królewskich" mówi o przyczynach "Królewscy" zrzuceni z fotela lidera. Klubowa telewizja Realu w ofensywie Klubowe media Realu poszły znacznie dalej, oskarżając arbitra potyczki z Atletico o wyrządzenie krzywdy zespołowi wskutek rzekomo rażących błędów. Konkrety? Po pierwsze - tuż przed pierwszym golem dla rywala faulowany był Jude Bellingham. Po drugie - gol Eduardo Camavingi w pierwszej połowie nie został uznany z powodu pozycji spalonej Antonio Ruedigera, który nie brał udziału w akcji. Po trzecie - bezpardonowy wślizg Jose Gimeneza powinien skutkować czerwoną kartką, a nie jedynie żółtą. Po czwarte - starcie Mario Hermoso z Nacho Fernandezem powinno się skończyć podyktowaniem rzutu karnego dla Realu. Hiszpanie nie mają wątpliwości, Lewandowski bardzo tego chce. Jest faworytem Trzeba przyznać, że lista domniemanych niedopatrzeń ciężka gatunkowo, jak na ten poziom rozgrywkowy i klasę rywali. Cztery gole w meczu, cztery bardzo poważne zarzuty. Dziennikarze Real Madrid TV nie po raz pierwszy jednak wytaczają przeciwko środowisku sędziowskiemu najcięższe działa. Co ciekawe, arbitrów równie często atakują przedstawiciele Barcelony z trenerem Xavim Hernandezem na czele. Kto w tym klinczu ma rację? To pytanie pozostaje bez odpowiedzi i... zapewne będzie padało do ostatniej kolejki sezonu.