Zaledwie dzień po prezentacji Pepa Guardioli w Bayernie Monachium, Real Madryt ogłosił "związek" z Carlo Ancelottim. Związek długo oczekiwany, Florentino Perez zabiegał o Włocha od miesięcy, ale jego poprzedni pracodawcy, szejkowie z Paris Saint Germain chcieli przedłużyć do trzech passę odszkodowań za trenerów wypłacaną przez najbogatszy klub na ziemi. Najpierw były 4 mln euro dla Villarrealu za Manuela Pellegriniego, potem 20 dla Interu za Jose Mourinho, prezes francuskiego klubu Nasser Al-Khelaifi pomyślał zapewne sobie: "dlaczego ja miałbym za darmo zwalniać z kontraktu Ancelottiego"? Gdy umowę zrywa klub, trener dostaje odszkodowanie. Perez musiał czekać, aż Ancelotti załatwi sprawę z szejkami polubownie. I znalazł się pod presją czasu. Rozstanie z Jose Mourinho ogłoszono dawno, Portugalczyk został już oficjalnie zaprezentowany na Stamford Bridge jako szkoleniowiec Chelsea. Tymczasem fani królewskiego klubu zniecierpliwieni czekali na ogłoszenie początku nowego projektu. Plotka głosiła, że zirytowany czekaniem na Ancelottiego Perez chciał wykorzystać "casus Guardioli", czyli powierzyć drużynę debiutantowi, niegdyś kultowemu graczowi klubu. Chodziło oczywiście o Zinedine’a Zidane’a. Francuz jest dla Pereza lepszym symbolem Realu niż związani z nim znacznie dłużej Raul Gonzalez czy Guti. Kiedy w 2006 roku "Zizou" kończył karierę sławetnym ciosem głową wymierzonym Marco Materazziemu w finale niemieckiego mundialu, zrzekł się całej kwoty 5 mln euro należnej mu od Realu Madryt. Tymczasem wszyscy inni gracze, nawet najbardziej kultowi z Raulem i Gutim włącznie, nie potrafili zdobyć się na taki gest wobec klubu i Pereza. Podobno Zidane sam jednak zdecydował, że jest za wcześnie, by obejmował Real jako pierwszy trener. Chce popracować przy Carlo Ancelottim, by się od niego uczyć. Jest w tym kolejna informacja o Francuzie, przecież jakiś czas temu współpracę proponował mu Jose Mourinho, ale Zidane delikatnie odmówił. Z pewnością klasa, spokój, a wręcz bijąca od Włocha dobroduszność są Zidane’owi bliższe niż hałaśliwy sposób pracy "The Special One". Francuz nie podzielał metod, jakimi Mourinho starał się przywrócić miejsce na szczycie królewskiemu klubowi. Nie czuł się jednak na siłach, by samemu podjąć to dzieło. Jeśli wierzyć hiszpańskiej prasie Ancelotti był kandydatem na trenera "Królewskich" już trzeci raz. W 2004 roku nie chciał opuszczać Mediolanu, w 2010 roku Pereza przekonał finał Champions League wygrany na Santiago Bernabeu przez Inter pod wodzą Mourinho. Za trzecim razem się udało, w środę o godzinie 13, Włoch zostanie zaprezentowany i oficjalnie przejmie władanie nad królewską drużyną. Dla gwiazd Realu oznacza to czas względnego spokoju. Włoch to człowiek, który nie podnosi głosu. Zrównoważony, opanowany, potrafiący dogadać się z gwiazdami, przyzwyczajony do pracy pod presją. Pytanie tylko: czy pod tak gigantyczną, jak ta w Madrycie? Jedno jest bezdyskusyjne: na pewno nie będzie miał tylu wrogów, co poprzednik. W stolicy Hiszpanii dobiega końca okres wyczekiwania. Niedawno klub był bez trenera, w dodatku firmy bukmacherskie coraz mocniej obstawiały zakłady, że Cristiano Ronaldo nie zdecyduje się przedłużyć kontraktu. Na domiar złego Tottenham wydawał się niewzruszony w kwestii transferu Garetha Bale’a. Może nowy trener to znaczący krok do przekonania Portugalczyka i Walijczyka? Ancelotti jest bardzo lubiany przez piłkarzy. Luka Modric świętuje dziś zapewne hucznie. Wiadomo, że Ancelotti wysoko ceni Chorwata i będzie chciał uczynić z niego króla środka pola swojej nowej drużyny. Zadowolony jest na pewno Sergio Ramos, szaleć ze szczęścia musi Iker Casillas, co nie znaczy, że już teraz może być pewny wygrania rywalizacji z Diego Lopezem. Ale wyścig bramkarzy zaczyna się od nowa, na równych prawach. Piłkarze i fani "Królewskich" liczą na siłę spokoju i doświadczenie Włocha. Pod tymi względami przypomina im Vicente Del Bosque, z którym Perez nie przedłużył umowy w 2003 roku. Okazało się to później błędem katastrofalnym w skutkach. Trudno znaleźć w światowej piłce szkoleniowca bardziej utytułowanego niż Ancelotti (dwa Puchary Europy, mistrzostwa Włoch, Anglii i Francji). Jako piłkarz Milanu też osiągnął więcej, niż obecne gwiazdy Realu. Był bardzo ważnym graczem u Arrigo Sacchiego, w jednej z najbardziej kultowych drużyn w historii piłki. Właśnie Sacchi chciał go zatrudnić w Madrycie, gdy w 2004 roku dostał posadę dyrektora sportowego w Realu. Ancelotti pozostał jednak wierny Milanowi. W swojej biografii Carlo Ancelotti, jako przełomowy moment w karierze trenerskiej wspomina przejście z Parmy do Juventusu w 1998 roku. W Parmie pozbył się z klubu Gianfranco Zoli, bo przyzwyczajony do ustawienia 4-4-2 nie umiał znaleźć dla niego miejsca w podstawowej jedenastce. Potem uznał to za swój największy błąd trenerski. Zoli kariery nie złamał, mały Włoch dokonał w Chelsea wielkich rzeczy. Kiedy jednak Ancelotti znalazł się w Turynie, stanął przed podobnym problemem, tyle, że z Zidane’m. Wtedy zrozumiał, że szkoleniowiec musi być elastyczny, a nie kurczowo trzymać się schematów. Ponoć właśnie to umożliwiło mu potem osiągnięcie wielkich sukcesów z Milanem. Inną zabawną historyjką opowiadaną przez Ancelottiego była jego reakcja na przyjazd do Mediolanu Ricardo Kaki. Młody Brazylijczyk kompletnie nie przypominał swoich rodaków. Wyglądał jak intelektualista, miał nienaganne maniery, olśniewał wszystkich dookoła i tylko trener obawiał się, że byłoby cudem, gdyby ktoś tak doskonały potrafił jeszcze dobrze grać w piłkę. Na szczęście szybko się jednak rozczarował. Dziś umieszcza Kakę na drugi miejscu wśród najwybitniejszych graczy, z jakimi pracował. Nr 1 przyznaje Zidane'owi. Teraz, po latach Kakę spotka raz jeszcze w Madrycie. W zupełnie innym stanie. Brazylijczyk to według fanów Realu najgorszy i najbardziej przepłacony transfer w historii piłki. Już trzeci rok wysiaduje na ławce "Królewskich" pobierając z kasy 10 mln euro za sezon. Gdyby Ancelottiemu udało się go nakłonić do odejścia, byłoby to w Realu jego pierwsze zwycięstwo. O włoskim trenerze można mówić długo i przede wszystkim dobrze. Miewał porażki, ale znacznie więcej sukcesów. Potrafił scalać gwiazdozbiory, pracować z graczami tak trudnymi jak John Terry, czy Zlatan Ibrahimovic, a także zaadaptować się za granicą, stąd mistrzostwa w trzech ligach. Jeśli wygra z Realem Primera Division, do podbicia pozostanie mu już tylko Bundesliga. Oczywiście Real to wielkie wyzwanie. Zapewne największe w karierze Włocha. Klub owładnięty obsesją "La Decima", której nie udało się zdobyć Mourinho, a także dziewięciu jego poprzednikom. Ancelotti podpisał w Madrycie kontrakt na trzy lata. Czy jego nazwisko dołączy do listy obok Del Bosque, ostatniego szkoleniowca klubu, któremu udało się wypełnić kontrakt? Jest to misja trudna, ale możliwa. Na czele klubu staje człowiek sprawdzony w bojach. Jego zespoły grały ofensywnie, ale też rozsądnie. Nikt nie ośmieli się powiedzieć, że Włoch niespecjalnie zna się na swojej robicie. Ronaldo, Casillas, Ramos, Modric, Oezil, Benzema i cała reszta madryckiego gwiazdozbioru traci alibi. W razie niepowodzenia, nie da się zrzucić całej winy na kogoś takiego jak Ancelotti. Autor: Dariusz Wołowski Dyskutuj z autorem na jego blogu