Brytyjczycy w ostatnich dniach nie mogą narzekać na brak spektakularnych wydarzeń sportowych. Zaledwie kilkadziesiąt godzin po pojedynku bokserskim pomiędzy Anthonym Joshuą a Danielem Dubois, na Etihad Stadium rozpoczął się szlagier Premier League. Manchester City zmierzył się z Arsenalem. Aby uświadomić sobie jak ważne było to starcie, wystarczyło tylko rzucić okiem na tabelę ligową uwielbianej na całym świecie najwyższej klasy rozgrywkowej w Anglii. Dla triumfatora czekał fotel lidera tabeli. W przypadku miejscowych pierwszą lokatę w zestawieniu dawałby już sam remis. Widowisko stało na wyśmienitym poziomie. Wypełniony po brzegi obiekt aktualnych mistrzów kraju krzyknął z radości zaledwie dziesięć minut od gwizdka oznaczającego początek wielkiego grania. Szybką akcję gospodarzy napędził Savinho, który prostopadłym podaniem odnalazł wbiegającego w pole karne Erlinga Haalanda. Norweg nawet się nie zastanawiał, oddał precyzyjny strzał i pokonał bezradnego Davida Rayę. Na odpowiedź ze strony gości długo nie czekaliśmy. Ci jeszcze w pierwszej połowie wyszli na prowadzenie. Najpierw nie do obrony uderzył Riccardo Calafiori, a następnie w doliczonym czasie gry sektor gości do euforii doprowadził Gabriel. Mało zwrotów akcji? Przyjezdni przed zejściem do szatni znaleźli się w trudnej sytuacji za sprawą drugiej żółtej, a w konsekwencji czerwonej kartki dla Leandro Trossarda. Wcześniej dramat przeżyła jedna z gwiazd Manchesteru City. Boisko opuścił Rodri. U Hiszpana podejrzewa się poważny uraz, o czym więcej piszemy TUTAJ. Arsenal lepszy od Manchesteru City w hicie Premier League Po powrocie na boisko grający w dziesiątkę Arsenal dzielnie bronił się przed napierającymi gospodarzami. Głośny doping zachęcał Manchester City do konstruowania kolejnych akcji, ale co z tego, skoro piłka nie potrafiła znaleźć drogi do siatki. W niedzielny wieczór powody do radości mieli także Polacy. Nieco ponad kwadrans na boisku przebywał Jakub Kiwior. Nasz rodak i jego koledzy już prawie cieszyli się z cennych trzech "oczek". W ostatniej akcji meczu doszło jednak do ogromnego chaosu w polu karnym "Kanonierów". Najlepiej w całym zamieszaniu odnalazł się John Stones, który zapewnił gospodarzom punkt do tabeli na wagę utrzymania fotelu lidera Premier League.