We wtorek doszło do kuriozalnej sytuacji. W meczu z Tottenhamem Hotspur swoim odwiecznym rywalom kibicowali fani Arsenalu FC. Z kolei zgromadzeni na stadionie w Londynie fani trzymali kciuki za... Manchester City. Ostatecznie "Obywatele" pokazali swoją wyższość, triumfując 2:0 po dublecie Erlinga Haalanda. Gdyby jednak nie interwencja rezerwowego bramkarza, o zwycięstwie mogłoby nie być nawet mowy. Manchester City o krok od bezprecedensowego sukcesu Nie ulega wątpliwości, że przybycie Pepa Guardioli do Anglii w 2016 roku zupełnie odmieniło Premier League. Kataloński szkoleniowiec potrzebował roku na adaptację na Wyspach, ale później jego Manchester City stał się prawdziwym hegemonem rozgrywek. 53-latek już ma na koncie pięć tytułów mistrzowskich, a wiele wskazuje na to, że za kilka dni dopisze do swojego CV szóste. Kluczowy w kontekście walki o tegoroczny tytuł był wtorkowy mecz "Obywateli". Mierzyli się oni na wyjeździe z Tottenhamem Hotspur. Otoczka wokół spotkania była kuriozalna. Choć ważyły się losy gospodarzy względem awansu do Ligi Mistrzów, fani kibicowali przeciwnikom. Miało to, rzecz jasna, związek ze złą krwią między dwoma klubami z północnego Londynu. Ewentualna porażka Manchesteru City dałaby Arsenalowi FC przewagę przed ostatnią kolejką. Do tego jednak nie doszło. Walec Guardioli wygrał 2:0 po dublecie Erlinga Haalanda i jest już o krok od obrony tytułu. Jeśli rzeczywiście do tego dojdzie, 53-latek po raz kolejny napisze piękny rozdział w historii futbolu. Jeszcze nigdy w historii rywalizacji o mistrzostwo Anglii żaden klub nie zdołał sięgnąć po tytuł cztery razy z rzędu. Najbliżej tego osiągnięcia były Huddersfield Town (1924-1926), Arsenal FC (1933-1935), Liverpool FC (1982-1984) oraz Manchester United (1999-2001, 2007-2009), którym ta sztuka udała się trzykrotnie. Manchester City rządzi na Wyspach niepodzielnie od 2021 roku. Czwarte mistrzostwo z rzędu byłoby laurką nie tylko dla klubu, ale i szkoleniowca. Guardiola zachwycony podopiecznym: Jeden z najlepszych, jakich widziałem Fani "Obywateli" zawdzięczają wtorkowe zwycięstwo nie tylko skuteczności swojej norweskiej gwiazdy ofensywy. Pelerynę superbohatera włożyła też postać zgoła nieoczywista. Pierwszym wyborem Guardioli między słupkami był, rzecz jasna, Ederson. Brazylijczyk w 69. minucie doznał kontuzji, więc zmienił go Stefan Ortega. Kibice nie mieli powodów do większych obaw, bo rezerwowy bramkarz pokazał już w tym sezonie, że jest bardzo wartościowym zmiennikiem. To, czego dokonał jednak w końcówce (przy stanie 0:1), zasługuje na oprawienie w ramkę. Heung-min Son spokojnie poradził sobie z Rubenem Diasem i stanął oko w oko z Niemcem. Ten jednak nie stracił głowy i piękną interwencją utrzymał rezultat, który ostatecznie chwilę później podwyższył Haaland. Reakcja Guardioli już stała się hitem w social mediach. A na konferencji prasowej Katalończyk wyraził swoje wrażenia względem podopiecznego. Przed mistrzami Anglii już tylko jeden krok. W niedzielne popołudnie podejmą na swoim stadionie West Ham United. Biorąc pod uwagę gorszy bilans bramkowy względem Arsenalu, Manchester City musi pokonać rywali, by nie musieć polegać na Evertonie FC - rywalu "Kanonierów". "Obywatele" wygrali jednak pięć ostatnich ligowych starć i trudno zakładać, by zawiedli akurat w tak kluczowym momencie.