Roman Abramowicz z Chelsea ostatnio przegrywa wszystko, co się da. Po czterech meczach z rzędu bez zwycięstwa w Premier League, po pogromie w Lidze Mistrzów z Juventusem humory właściciela i fanów "The Blues" mogą być wisielcze. Abramowicz wygrał jednak najważniejsze starcie - przed Londyńskim Wysokim Trybunałem o gigantyczne pieniądze - 5,6 mld dolarów! "Werdykt, jaki osiągnął Abramowicz można porównać do wygranej w piłce 10-0" - napisał "The Independent". Majątek Abramowicza wycenia się na 20 mld dolarów, co daje mu 50. miejsce na świecie. Finansowo jakoś porażkę przed sądem by przeżył, ale co stałoby się z Chelsea? "Ewentualna przegrana procesu oznaczałaby dla Abramowicza nie tylko utratę części majątku. Od razu w Londynie zrodziłoby się pytanie, czy ma on prawo być właścicielem Chelsea" - podkreśla magazyn "Ukraiński Tyżdień". Pierwsze pieniądze Abramowicz zarabiał służąc jeszcze w Armii Czerwonej, gdzie na lewo sprzedawał skradzione paliwo. Później, już w cywilu, na ulicy, rozprowadzał plastikowe zabawki. Jest idealnym przykładem na to, że nie matura, lecz chęć szczera zrobią z ciebie ... milionera. Jak to się bowiem stało, że młody człowiek - w wieku 29 lat - bez żadnego wykształcenia, nagle posiadł spory kawałek złóż mineralnych byłego Związku Sowieckiego? Najprostsza odpowiedź brzmi - trzeba mieć przyjaciół na Kremlu, a oligarcha Roman takich miał w czasach Borysa Jelcyna i ma ich teraz, w epoce władania Władymira Putina. Przed Londyńskim Wysokim Trybunałem Abramowicz musiał przyznać niekorzystny dla niego fakt, że przejęcie kompanii "Sibnieft" w 1995 roku zostało przeprowadzone z naruszeniem prawa. Rzecz jasna, Roman nie lubi tego typu zwierzeń, stara się unikać wszelkich wystąpień przed jakimkolwiek trybunałem (zresztą na ogłoszeniu werdyktu 31 października nie stawił się wcale, wysłał prawników). Tym razem musiał jednak zrobić wyjątek, by wygrać proces o 6 mld dolarów, jakich domagał się od niego były wspólnik, też rosyjski oligarcha - Borys Bieriezowski. Obaj panowie bogacili się na udziałach w gigantach: naftowym - "Sibnieft" i aluminiowym - "RUSAŁ". Bieriezowski szukał sprawiedliwości przed londyńskim sądem, po tym jak popadł w niełaskę Władymira Putina i musiał się salwować ucieczką z Rosji. Administracja Putina wnioskowała kilkakrotnie o ekstradycję Borysa, ale rząd Wielkiej Brytanii nie zgodził się na wydanie milionera. Fakt wypadnięcia z łask Kremla Bieriezowskiego miał wykorzystać Abramowicz, który rzekomi przymusił wspólnika do odsprzedania wszystkich akcji po zaniżonej, nierynkowej wartości. Bieriezowski wyliczył, że stracił na tej transakcji 5,6 mld dolarów i o ich odzyskanie zwrócił się do Sądu Królewskiego w Londynie. Abramowicz, w trwającym osiem miesięcy procesie, przyznał, że owszem, po ucieczce z Rosji Bieriezowskiego zapłacił mu ponad 2 mld dolarów, ale była to forma spłaty nie za udziały, lecz za pomoc mecenasa, którego określił rosyjskim żargonem "krysza", czyli "dach". Chodziło o człowieka, który we władzach dawał przyzwolenie na działalność "Sibnieftu" i "RUSAŁ-u". Do angielskiej sędzinie Elizabeth Gloster - określanej Pierwszą Damą Brytyjskiego Sądownictwa - ta argumentacja trafiła. - Pan Bieriezowski nie jest w stanie udowodnić, że był kiedykolwiek udziałowcem "Sibnieftu" i "RUSAŁ-u" - uzasadniła werdykt Elizabeth Gloster. Po wygraniu tak poważnej bitwy przed trybunałem, Roman może bawić się futbolem. A potrafi to robić z rozmachem! 15 mln euro dla Porto za wykupienie kontraktu trenera Villasa-Boasa? Proszę bardzo! 80 mln funtów za czterech piłkarzy (Eden Hazard, Oscar, Victor Moses i Marko Marin)? Proszę bardzo! Wydanie lekką ręką 50 mln funtów na Fernanda Torresa, choć ten strzela gole od święta? Nie ma sprawy! W dziewięć lat Rosjanin zwolnił na Stamford Bridge już ośmiu trenerów, a najbardziej może żałować straty Guusa Hiddinka, którego oddał do "Sbornej", chociaż ten wygrał 85 procent meczów (prowadził zespół tylko w 13 spotkaniach). Pod tym względem słabiej wypadł nawet Jose Mourinho, który wygrał 70,8 proc. ze 120 spotkań, w jakich był menedżerem "The Blues". Na trzecim miejscu wśród trenerów Abramowicza jest na razie Avram Grant (68.8 proc. wygranych z 32 spotkań), na czwartym - Carlo Ancelotti (63.2 proc. zwycięstw z 76 meczów). Znacznie gorzej radzili sobie: Felipe Scolari (56 proc. na 25 meczów), Roberto di Matteo (52.2 proc. na 23 mecze), Claudio Ranieri (52.1 proc. na 146 spotkań) i Andres Villas-Boas (48.2 proc. na 28 spotkań). Na kogo kolej teraz? Roman chciałby Guardiolę, ale ten jest na rocznym urlopie od piłki. Abramowicz konsultuje się w tych sprawach ze spółką Eugena Shvidlera, dyreaktorami Chelsea Eugenem Tenenbaumem Michaelem Emenalo, czy agentem Vlado Lemiciem, ale na samym końcu kieruje się własną intuicją. Ostatecznie Abramowicz postawił na Rafę Beniteza i potwierdził, że lubi pracować o nietypowych porach. Di Matteo zwolnił o 3 nad ranem, a Beniteza zatrudnił o godz. 23:57. "Zdążyć przed północą" - myślał zapewne Roman. Autor: Michał Białoński