Hit 19. kolejki Premier League nie zawiódł. Były bramki, zwroty akcji i poziom gry, którego kibice mieli prawo oczekiwać w starciu dwóch uznanych firm. Żadna ze stron nie przystępowała do tego starcia w roli faworyta, co wróżyło emocje na długo przed pierwszym gwizdkiem. Spotkanie z większym animuszem rozpoczęli piłkarze z Manchesteru. Po 10 minutach statystyka posiadania piłki wskazywała na ich przygniatającą przewagę -78:22 proc. Ale dla gospodarzy był to jedynie pusty przelot. Wkrótce zainkasowali dwa dotkliwe ciosy. Szkoli się w Anglii, chce grać dla Polski. Wielki talent nie ma żadnych wątpliwości W 21. minucie rzut wolny z bocznego sektora wykonywał John McGinn. Posłał w pole karne rotacyjną piłkę, po drodze nikt nie zdołał jej dotknąć i po chwili zatrzepotała w siatce. Arbiter sprawdzał jeszcze tej sytuację na monitorze, ale nie dopatrzył się przekroczenia przepisów. 0-1. Po kolejnych pięciu minutach goście prowadzili już różnicą dwóch goli. Tym razem McGinn centrował z narożnika boiska, futbolówkę zgrał Clement Lenglet, a piętą z bliskiej odległości skierował ją do siatki Leander Dendoncker. 0-2. "Czerwone Diabły" włączają tryb turbo. Strzelanina na Old Trafford Taki rezultat utrzymał się do przerwy i niewiele wskazywało na to, by Aston Villa miała roztrwonić zaliczkę w drugiej połowie. Tymczasem po zmianie stron "Czerwone Diabły" ruszyły do zmasowanej ofensywy. Efekt? Już w 48. minucie piłka znalazła się w bramce zespołu z Birmingham, gdy w sytuacji sam na sam z golkiperem rywala nie zawiódł Alejandro Garnacho. Arbiter ponownie skorzystał z systemu VAR i tym razem gola nie uznał, odgwizdując pozycję spaloną. Ale Garnacho miał swój dzień. Na listę strzelców wpisał się jeszcze dwukrotnie. Klamka zapadła. Manchester United ogłasza. Wkrótce wielkie inwestycje Nie do obrony okazały się uderzenia Argentyńczyka z 59. i 71. minuty. W tym drugim przypadku dopisało mu jednak szczęście. Piłka po drodze odbiła się jeszcze od jednego z defensorów "The Villans" i zmieniła tor lotu. Zdobyte bramki wyraźnie uskrzydliły drużynę z Old Trafford. Efektem tego był trzeci cios zadany w 82. minucie przez Rasmusa Hojlunda (jego pierwszy gol w Premier League). I jak się okazało, było to trafienie na wagę kompletu punktów. Tym samym grająca bez Matty'ego Casha (absencja kartkowa) Aston Villa nie wykorzystała szansy objęcia pozycji wicelidera. Do otwierającego tabelę Liverpoolu traci jednak tylko trzy punkty. To oznacza, że cały czas pozostaje w grze o tytuł mistrza Anglii.