Trudno o gorzej posędziowany mecz. Tottenham w 10. minucie całkowicie sprawiedliwie wyszedł na prowadzenie dzięki kapitalnej bramce Sona. Koreańczyk uderzył z dystansu i trafił w samo okienko bramki bezradnego Sancheza. To, co działo się później, było już absolutnym skandalem. Coś takiego na poziomie Premier League czy innych czołowych lig piłkarskich w Europie zdarza się naprawdę rzadko. Sędzia podejmował błędne decyzje na niekorzyść gości w każdej kluczowej sytuacji tego meczu. Czytaj także: Wiśniewski z samobójem, Drągowski z... asystą. Szalony mecz rywali Lecha Poznań W 18. minucie Kaoru Mitoma zdobył prawidłowego gola wynikającego z błędu Erica Diera. Sędzia boczny uznał jednak, że Japończyk przy przyjęciu piłki pomagał sobie ręką. Powtórki wideo jednoznacznie pokazały jednak, że skrzydłowy "Mew" dotknął piłkę barkiem, a następnie pokonał Hugo Llorisa. Decyzja jednak nie została zmieniona, a prowadzenie Spurs zostało podtrzymane. Sędzia popełniał błędy we wszystkich kluczowych sytuacjach Kolejny błąd, równie oczywisty, miał miejsce w 56. minucie. Miało to miejsce już przy wyniku 1:1, ponieważ pod koniec pierwszej połowy gola, którego nie dało się nie uznać zdobył Lewis Dunk. Tym razem jednak arbiter znalazł powód, aby podnieść rękę i zarządzić brak trafienia dla Brighton. Danny Welbeck strzelił bramkę, ale po drodze piłka odbiła się jeszcze od biodra Alexisa Mac Allistera, co zmyliło interweniującego Hugo Llorisa. Sędzia uznał jednak, że futbolówka trafiła w rękę Argentyńczyka, co z pewnością nie jest prawdą. W ten sposób drugi w tym spotkaniu gol dla gości został niesłusznie anulowany. Chwilę po tym wydarzeniu przy linii bocznej wywiązała się ogromna awantura z udziałem trenerów drużyn, którzy nie potrafili zapanować nad swoimi emocjami. Obaj szkoleniowcy zostali ukarani czerwoną kartką za swoje zachowanie. Na 20 minut przed końcem w meczu wciąż utrzymywał się wynik remisowy. Brighton konstruowało jedną ze swoich akcji, a w pewnym momencie Kaoru Mitoma został bezdyskusyjnie nadepnięty przez Pierre'a-Emile'a Hojbjerga. Faul miał miejsce w polu karnym, więc arbiter bez wahania powinien wskazać na jedenasty metr, a jeśli nie, musiał dostać podpowiedź z wozu VAR, że drużynie "Mew" należy się rzut karny. Ani jeden, ani drugi scenariusz w tej sytuacji się nie zrealizował. Japończyk bezsilnie rozłożył ręce, a Stuart Atwell zarządził kontynuację gry. Niecałe dziesięć minut po tym błędzie Harry Kane zdobył gola, który przesądził o zwycięstwie Tottenhamu. Spotkanie zakończyło się wynikiem 2:1 dla gospodarzy. Dlaczego ten mecz był ważny w kontekście tabeli? Gdyby Brighton go wygrał, zbliżyłby się do "Kogutów" na zaledwie jeden punkt, a tak, ich strata wynosi aż siedem oczek. Oba zespoły rywalizują ze sobą o miejsce w czołowej piątce Premier League i grę w europejskich pucharach w kolejnym sezonie.