Mike Dean to jeden z najbardziej rozpoznawalnych angielskich arbitrów - dla fanów futbolu z Wysp to przede wszystkim rekordzista w liczbie rozdanych w Premier League czerwonych kartek, ma ich bowiem na koncie już 114. Nie ma się jednak czemu dziwić - swoją pracę w angielskiej ekstraklasie rozpoczynał w 2000. Każda sportowa przygoda ma jednak swój koniec. Jakiś czas temu 53-latek ogłosił swój rozbrat z funkcją sędziego głównego. Nie chce się jednak zupełnie rozstawać z piłką, więc będzie kontynuować swoją pracę, już jednak wyłącznie w roli VAR-owca. Mimo wszystko jest to duża zmiana, zarówno dla niego samego, jak i dla PL. W związku z tym nastał dla Deana czas pewnych podsumowań - postanowił on udzielić dłuższego wywiadu BBC Sport, w którym opowiedział o swoich dotychczasowych doświadczeniach. Mike Dean: Sędziowanie popołudniami, a o poranku... praca przy drobiu "Zaczynałem w 1985 roku. Skończyłem szkołę, przybrałem na wadze i przez pół roku nie mogłem znaleźć pracy" - mówił w rozmowie z Markiem Chapmanem. "Zacząłem rozmyślać o tym, co mógłbym robić, by utrzymać dobrą formę. Lubiłem piłkę nożną. Sam grałem jako bramkarz" - stwierdził opowiadając o tym, co go pchnęło do zajęcia się sędziowaniem. Początki nie były łatwe, bowiem w latach 80. i 90. sędziowanie rzadko okazywało się pracą na pełen etat. Dean pracował przy hodowli drobiu. "Budziłem się o wpół do czwartej i o piątej byłem już w pracy. Kończyłem zmianę o 14 i wsiadałem w samochód, żeby pojechać na mecz do Carlisle po to, by wrócić w nocy i następnego dnia znów iść do pracy" - opowiada, jednocześnie mówiąc, że niczego by wówczas nie zmienił, bo "kochał futbol od zawsze". Co działo się w ostatniej kolejce naszej ekstraklasy - sprawdź w naszym programie wideo! Premier League. Mike Dean: Arsene Wenger był najtrudniejszy w obejściu Jak przyznał, przejście od sędziowania na niższych poziomach ligowych do Premier League było dla niego ogromnym krokiem w karierze. Jednocześnie orzekł, że z niektórymi trenerami nie było mu specjalnie po drodze, a zwłaszcza z... Arsene'em Wengerem. "Nie uważałem, by sędziowanie w meczu Arsenalu było jakoś szczególnie trudne, ale sędziowanie meczu tej drużyny, gdy jej menedżerem był Wenger było inną sprawą" - stwierdził. "To była po prostu sama jego obecność. On zawsze chciał jak najlepiej dla Arsenalu i jeśli miał okazję, by wejść ci z tego powodu na głowę - to robił to" - opisywał Dean, dodając jednak: "Widziałem się z nim już po tym, jak skończył z piłką i ma się świetnie. Po tym, jak przekroczy się białą linię, każdy się zmienia, także sędziowie. Wszyscy jesteśmy ludźmi". Mike Dean: Otrzymywałem groźby od kibiców. Chcieli podpalić mój dom W pracy arbitra Mike Dean doświadczył jednak i znacznie mroczniejszych rzeczy. W lutym 2021 roku pokazał czerwone kartki kolejno w meczach Southampton i West Hamu - z boiska wyrzuceni zostali wówczas Jan Bednarek oraz Tomáš Souček. Te decyzje mocno nie spodobały się niektórym kibicom, którzy postanowili zastraszyć Anglika. "Moja córka dostawała groźby śmierci" - opowiadał. "Mówili mi, że wiedzą, gdzie mieszkam i że obrzucą mój dom koktajlami Mołotowa. Wtedy było naprawdę kiepsko" - stwierdził. 53-latek dostał wówczas ochronę policyjną, a sam poprosił o urlop od prowadzenia meczów. "Musiałem wówczas pozostać silnym dla mojej rodziny" - orzekł. Na szczęście żadna z gróźb nie została spełniona. Już niebawem wszystkie te doświadczenia - dobre i złe - będą za nim. Od kolejnego sezonu Mike Dean będzie już co najwyżej zaangażowany w mecze jako VAR-owiec. Co ciekawe początkowo arbiter nie był zwolennikiem tej technologii, ale teraz przyznaje, że okazała się ona "w stu procentach pomocna". Być może o jego decyzjach jeszcze usłyszymy - VAR również przecież potrafi zagotować krew w żyłach piłkarzy, trenerów i kibiców... Zobacz także: Matty Cash zdecydował o swojej przyszłości. Jest podpis na kontrakcie