Piętrzą się problemy Romana Abramowicza. Oligarcha znalazł się wśród grupy Rosjan uznanych za bliskich Putinowi (choć sam zawsze takim powiązaniom zaprzeczał). Teraz mierzy się z poważnymi konsekwencjami zbrojnej napaści Rosji na Ukrainę. Sankcje nałożone na właściciela Chelsea Londyn sprawiły, że musiał wystawić angielski klub na sprzedaż. Według medialnych doniesień miał też podjąć działania w kierunku sprzedaży brytyjskiego majątku. Trudno powiedzieć, na ile zrealizował swoje plany, bowiem kilka dni temu na jaw wyszło, że jego aktywa zostały zamrożone. Mówi się, że miliarder szuka sposobów na zminimalizowanie skutków sankcji. Jednak na horyzoncie pojawiły się następne trudności. Okazuje się, że Unia Europejska może pójść śladem Wielkiej Brytanii i także orzec kary, które bezpośrednio uderzą w Abramowicza. To nie koniec złych wieści dla - jeszcze obecnego - właściciela Chelsea. Samolot Romana Abramowicza wylądował w Izraelu Dziennikarze BBC: Roman Abramowicz sprzedał Sibnieft rządowi, a Rosja straciła na tym 2,7 mld dolarów Dziennikarze BBC przeprowadzili własne śledztwo i podzielili się wnioskami. Dotarli do dokumentów, które mają świadczyć o domniemanych oszustwach Abramowicza przeciwko rosyjskiemu rządowi. Chodzi o sprawę sprzedaży koncernu naftowego Sibnieft. Rosyjski oligarcha i jego wspólnik Borys Bieriezowski nabyli firmę w 1995 roku na sfałszowanej aukcji. Zapłacili 250 milionów dolarów. Później Abramowicz sprzedał koncern rosyjskiemu rządowi. Za transakcję zainkasował 13 miliardów dolarów. Według BBC na tym interesie Rosja straciła 2,7 miliarda dolarów. Dowodem potwierdzającym taki przebieg zdarzeń jest rosyjski dokument tamtejszych organów ścigania. Miał on zostać przemycony z Rosji. "BBC nie może tego zweryfikować, ale konfrontacja z innymi źródłami w Rosji potwierdziła wiele szczegółów zawartych w pięciostronicowym dokumencie" - czytamy. Prawdziwość informacji zawartych w dokumencie miał potwierdzić również Jurij Skuratow. To były rosyjski prokurator, który zajmował się sprawą prywatyzacji Sibnieftu. Stwierdził, że były podstawy do skierowaniu przeciwko oligarsze aktu oskarżenia w sprawie oszustwa państwowego, choć prawnicy właściciela Chelsea, co oczywiste, są innego zdania. Podsumowanie kolejki PKO Bank Polski Ekstraklasa w każdy poniedziałek o 20:00 - zapraszają: Staszewski, Peszko i goście! Sprawa postawienia Abramowicza przed sądem spaliła na panewce. I to podobno przez... Borysa Jelcyna. Były prezydent Federacji Rosyjskiej miał mocno chronić miliardera. Według BBC nie tylko nakazał przeniesienie niewygodnych dla oligarchy dokumentów na Kreml, ale też skompromitował Skuratowa. Miał doprowadzić do wycieku sekstaśmy z prokuratorem (której autentyczność potwierdzał wówczas Władimir Putin, ówczesny szef FSB). Nagranie ujawniono w momencie, gdy Skuratow szykował się do upublicznienia listy skorumpowanych rosyjskich oligarchów. Ostatecznie do tego nie doszło, a on musiał złożyć dymisję. Dziś twierdzi, że była to akcja oszacowana na zdyskredytowanie jego i prowadzonego śledztwa. Skuratow nadal utrzymuje, że Abramowicz wzbogacił się dzięki "oszukańczym procederom". Co więcej, dziennikarze BBC podają, że w 2012 roku Bieriezowski, który razem z Abramowiczem prywatyzował Sibnieft, pozwał miliardera. Twierdził, że oligarcha szantażem zmusił go do sprzedaży koncernu. Domagał się gigantycznego odszkodowania, ale sprawę przegrał. Natomiast na jednej z rozpraw Abramowicz miał zeznać, że w momencie zakupu Sibnieftu dał Bieriezowskiemu 10 milionów dolarów, aby spłacić rosyjskiego urzędnika. Decyzja Premier League. Abramowicz zdyskwalifikowany Dziennikarze BBC: Następna podejrzana transakcja Abramowicza. Szokujące szczegóły, prawnicy zaprzeczają Gdy w 2000 roku do władzy doszedł Władimir Putin, Abramowicz (razem z innym podmiotem, z którym nawiązał współpracę) miał wziąć udział w następnej sfałszowanej aukcji. Dotyczyła ona rosyjskiej firmy naftowej Slavneft. Plany początkowo pokrzyżowali jednak Chińczycy, którzy zaproponowali dwa razy więcej niż rosyjski oligarcha. Wtedy, według dokumentów, do których dotarło BBC, doszło do... porwania. Władimir Miłow, wiceministrem energetyki Rosji w okresie poprzedzającym sprzedaż Slavneftu, nie skomentował historii porwania. Natomiast potwierdził, że wyższe osobistości polityczne już wcześniej zdecydowały, że to Abramowicz ma wygrać aukcję. Prawnicy miliardera przekonują, że twierdzenie o porwaniu "jest całkowicie bezpodstawne" i że "nie mają żadnej wiedzy o takim incydencie". Zresztą nie ma żadnych dowodów na to, że Abramowicz wiedział o porwaniu chińskiego delegata. Natomiast ostatecznie oferta rosyjskiego oligarchy za Slavneft była jedyną na stole. Razem ze wspólnikami miał kupić firmę za "niezwykłą cenę". Przedstawiciele Abramowicza twierdzą, że zarzuty o korupcję w transakcjach Slavneft i Sibneft są fałszywe, a sam zainteresowany zaprzecza, że był chroniony przez Jelcyna. Kłopoty Chelsea FC nie mają końca. Media: Gwiazdy chcą rozwiązać umowy